Archiwum Polityki

Praca się pani znudziła?

Pech pielęgniarki Marii Machery polega na tym, że w nocy z 23 na 24 lipca ub.r. przypadł jej dyżur na oddziale chirurgicznym Szpitala Bielańskiego w Warszawie. Na ten oddział trafiła pacjentka z pooperacyjną raną, z której sączyła się krew. Kilkanaście minut później niespodziewanie zjawił się prezydent Warszawy Lech Kaczyński. Był zaniepokojony stanem zdrowia owej pacjentki, jego znajomej. I tu kolejny pech – na oddziale nie było chirurga. Dwaj dyżurujący wówczas lekarze wykonywali właśnie zabieg na sali operacyjnej. Prezydenta to nie przekonało, domagał się lekarza natychmiast. Jedna z pielęgniarek zatelefonowała na blok operacyjny i przekazała Kaczyńskiemu wiadomość, że lekarze dotrą najpóźniej za kilka minut. Ale to go nie zadowoliło. Rozsierdzony podniósł głos.

Wspomniany pech pielęgniarki Machery polegał też na tym, że chociaż owej nocy pełniła dyżur na męskiej części oddziału chirurgicznego, krzyki prezydenta ściągnęły ja na część kobiecą. Tam stała się świadkiem besztania personelu przez Lecha Kaczyńskiego i zareagowała. – Powiedziałam, że się dziwię, iż taki znany człowiek tak się zachowuje – opowiada. – I wtedy usłyszałam: praca się pani znudziła? Zapamięta pani ten dzień do końca życia.

Trzy dni później na nocny dyżur pielęgniarki Machery przyszła osobiście dyrektor szpitala Ewa Żydowicz-Mucha. Oświadczyła, że była u prezydenta miasta, zna jego relację, teraz chce poznać wersję pielęgniarki. – Spokojnie wszystko jej opowiedziałam – kontynuuje Maria Machera. – Dlatego doznałam szoku, kiedy dwa dni później pani dyrektor oświadczyła, że muszę odejść z pracy, ale nie z powodu pana Kaczyńskiego. Twierdziła, że przyczyną jest moje zachowanie wobec pani dyrektor.

Polityka 37.2004 (2469) z dnia 11.09.2004; Ludzie i wydarzenia; s. 18
Reklama