Laureaci Paszportów „Polityki” niespodziewanie spotykają się w jednym miejscu, choć startują z rozmaitych literackich ścieżek. Pisarstwo Olgi Tokarczuk zwykło się łączyć z tradycją tworzenia własnych światów i prywatnej mitologii, czego świadectwem choćby „Prawiek i inne czasy” czy „Podróż ludzi Księgi”. Z kolei „Gnój” Wojciecha Kuczoka to brawurowa antysaga rodzinna, miejscami groteskowa, gdzieniegdzie okrutna i mrożąca krew w żyłach z wyraźnym śląskim tłem i odwołaniem do znanych pisarzowi realiów. Krótko mówiąc: z jednej strony ucieczka od realiów i poszukiwanie tego co uniwersalne, z drugiej – anatomia rodzinnej degrengolady i kult otaczających nas szczegółów.
Na pozór ta odmienność i odległość pisarska jest i tym razem zachowana. Po sześciu latach od ukazania się ostatniej książki Olga Tokarczuk zdaje się powtarzać ten sam refren: oto we wszystkich trzech opowiadaniach zgromadzonych w „Ostatnich historiach” mamy do czynienia z postaciami, których okoliczności wyrzucają gdzieś na margines świata: albo bohaterka ma wypadek samochodowy i zmuszona jest skorzystać z gościnności gdzieś w górskiej chacie („Czysty kraj”), albo – odcięta zimą od świata – 80-letnia kobieta nie ma jak powiadomić o śmierci męża i spędza czas w towarzystwie trupa („Parka”). Albo też wędrujemy z bohaterami na egzotyczne i odległe Morze Południowochińskie, gdzie kobieta i towarzyszący jej chłopiec zajmują się nurkowaniem i kolekcjonowaniem rzadkich okazów muszli.
U Kuczoka punkt wyjścia jest inny. Raz będzie to spotkanie narratora, dobrze radzącego sobie w nowej Polsce, z żebrakiem, wyzwalające w głównym bohaterze nieoczekiwane fascynacje erotyczne („Żebry Adama”), kiedy indziej będzie to historia młodzieńczo-miłosna, zakończona groteskowym zawszeniem wskutek erotycznych harców góralskiej dzierlatki i cepra („Cielęce tańce”) lub też opowieść o miłości ginącej w pomrokach strasznej, nieuleczalnej choroby („Widmokrąg”).