Archiwum Polityki

August i inni

Jeszcze w styczniu było ich ośmioro. Życiowi wykolejeńcy, mieli budować dobre relacje z nastolatkami ze szkoły w Nietążkowie. Wyszło inaczej: August, Cienki i Blamaż nie żyją. Dwójkę wywieziono. A jednego uczniowie ledwo uratowali spod noża.

Ten uratowany nazywa się Cognac. Czeka dziś wystraszony na zesłaniu w Śmiglu. Zajęty, jak mówi o nim policja, do czasu, aż zakończy się postępowanie.

– Szkoda go – boleją uczniowie. – Sam, opuszczony. Nikt z nim nie rozmawia.

– Taki przecież – prostują policjanci – i tak nic nie powie.

Nowi

Pierwsi z nich zjechali do Nietążkowa w Wielkopolsce w 2002 i 2003 r. Dwóch ślepych, dwóch kulawych, jeden paralityk. Wszyscy po przejściach. Za jedzenie i dach nad głową gotowi byli ciężko pracować na rzecz szkoły. Nieformalnym szefem grupy był August: przywódczy charakter, wiek średni, najbardziej ze wszystkich pogmatwany życiorys. Rodziców miał utytułowanych. Lecz gdy zachorował na tężec, powykręcało mu stawy, już spisywano go na straty.

Leczyli go dobrzy, chociaż obcy ludzie. Pierwsze dwa lata przeżył w bandażach; żeby uniknąć przykurczów, raz w miesiącu podcinano mu ścięgna. Kilka kolejnych tygodni przewisiał, też ze względu na stawy, na grubych pasach pod sufitem. A gdy go wreszcie zdjęto, zaczął zwiewać, nie mógł znieść zamknięcia. Zyskał opinię krnąbrnego. Raz zawiesili mu na drzwiach kłódkę: tak się wściekł, że ją nadgryzł, potem trzeba było rozpiłować.

Choć dziwak i narwaniec, to jednak doświadczony. Zanim się zjawił w Nietążkowie, pracował z autystycznymi dziećmi i – jako terapeuta od stresu – z ludźmi na obozach wspinaczki skałkowej.

Cienki i Blamaż. Para jak z powieści. Obaj z clownowskim talentem (numer popisowy to opróżnianie kieszeni). Zawsze razem, zawsze w tym samym humorze, jeden ślepy na lewe, a drugi na prawe oko. Dalej: Oktawa – przedsiębiorcza, ambitna i twarda, typ primabaleriny, choć egzaltowana. Ofelia – jak to Ofelia.

Polityka 39.2004 (2471) z dnia 25.09.2004; kraj; s. 38
Reklama