Archiwum Polityki

Zatrucie eterem

Pozbawić abonamentu, wpływów z reklam, sprywatyzować, rozbić, a może po prostu zaorać i budować od nowa – na brak pomysłów, co zrobić z telewizją publiczną, nie możemy ostatnio narzekać.

Opozycja nie chciała telewizji Kwiatkowskiego, ugrupowania obecnie rządzące zżymają się na telewizję Dworaka. Rośnie grupa polityków, która w ogóle zżyma się na tę telewizję bez względu na to, czyja ona będzie, bowiem w oczach polityków zawsze jest ona „czyjaś”, a nie publiczna. Fakt, że sami politycy doprowadzili przez lata do takiego właśnie postrzegania tego medium, nie ma już większego znaczenia. Ważne jest, że przygotowany został grunt dla pomysłów najbardziej radykalnych. I one się właśnie pojawiły.

Pojawiły się dodatkowo w czasie, gdy trzeba będzie przerwać obecny paraliż i podejmować decyzje. Trybunał Konstytucyjny zakwestionował właśnie sposób ustalania abonamentu. Uznał, że tej daniny publicznej nie może określać Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Stawki opłat muszą wynikać wprost z ustawy, co oznacza, że trzeba będzie położyć na stole ustawę o radiofonii i telewizji, by dokonać zmian. Tego zaś wszyscy boją się jak ognia. Opozycja, bo podejrzewa, że SLD przy tej okazji zacznie znów coś kombinować, na przykład wokół problemów koncentracji kapitału w mediach, SLD dlatego, że jedną wojnę o media sromotnie przegrał i na dodatek skompromitował się w aferze Rywina. Przy niskich notowaniach w okresie przedwyborczym nie ma więc odwagi ruszać na jeszcze jedną wojnę. Bronisław Cieślak, aktor i dziennikarz, członek sejmowej komisji kultury i rzecznik klubu parlamentarnego SLD mówi, że każda próba podjęcia tego tematu kończy się stwierdzeniem: dlaczego mamy umierać za telewizję Dworaka i Grzywaczewskiego, niech zajmuje się tym opozycja. Iwona Śledzińska-Katarasińska, odpowiadająca w Platformie Obywatelskiej za sprawy mediów publicznych, stwierdza: trzeba coś zrobić, ale kierownictwo partii nie zajęło jeszcze stanowiska.

Polityka 40.2004 (2472) z dnia 02.10.2004; Kraj; s. 28
Reklama