Archiwum Polityki

Na ratunek dorszowi

Istnieją przynajmniej dwa sposoby ratowania dorsza i pozyskiwania jego mięsa [art. „Dorsz: decydujące starcie”, POLITYKA 37]. Pierwszy to hodowla morska prowadzona w sadzach, czyli podwodnych klatkach. Norwedzy, prawdziwi potentaci rybołówstwa morskiego, opracowali już i wprowadzają w życie program pozyskiwania cennego mięsa dorsza. Obecnie roczna produkcja dorsza w Norwegii wynosi ok. 1500 t rocznie. Na międzynarodowym Sympozjum w Bergen w Norwegii, z którego właśnie wróciłam, prognozy marikultury (czyli hodowli morskiej) tego gatunku zostały zaprezentowane bardzo optymistycznie. W 2010 r. hodowla morska ma dostarczać 150–200 tys. t dorsza rocznie, przy czym obejmuje to nie tylko produkcję norweską, ale również islandzką, szkocką, irlandzką, kanadyjską i amerykańską. Jak widać, wiele państw jest mocno zainteresowanych hodowlą tego gatunku.

W Europie Zachodniej i Ameryce Północnej dorsz jest bardzo ceniony – należy do grupy ryb o białym mięsie, o łatwo przyswajalnym przez organizm białku, niskiej zawartości tłuszczu. (...) Właściwie zamrożony i przechowywany maksymalnie do 8 miesięcy nie traci nic z wybornego smaku i wartości odżywczych. Dorsz dziki nie jest smaczniejszy od hodowlanego. Większość konsumentów jednak woli dzikiego dorsza (...) Dla ludzi ważne jest to, że dziki dorsz nie tłoczy się w podwodnych klatkach, jego mięso nie jest sztucznie dobarwiane, nie zawiera antybiotyków i szczepionek. Natomiast w przypadku dorsza hodowlanego możemy mieć pewność, że jest produkowany w naprawdę czystych wodach i gruntownie przebadany.

Duńscy naukowcy biją na alarm, że Bałtyk jest zanieczyszczony bardzo szkodliwymi dla zdrowia dioksynami, które kumulują się w wątrobach ryb i w mięsie ryb tłustych, takich jak śledzie czy łososie. Stąd zakazy połowu tych gatunków przez władze duńskie; myślę że również należy unikać wątróbek ryb bałtyckich.

Polityka 41.2004 (2473) z dnia 09.10.2004; Listy; s. 91
Reklama