Bydgoskie Zrzeszenie Właścicieli i Zarządców Domów odmówiło podpisania umowy z Miejskimi Wodociągami i pośredniczenia w zbieraniu opłat już 7 lat temu. Lokatorów zawiadomiło, że pieniądze mają wpłacać bezpośrednio spółce wodociągowej. Spółka nigdy tej decyzji nie zaakceptowała (chociaż w wielu domach w mieszkaniach są wodomierze). Ale nie zdołała zmusić zrzeszenia, żeby pełniło nadal rolę inkasenta. Sąd Rejonowy w Bydgoszczy orzekł, że odmowa podpisania umowy nie jest wykroczeniem. Miejskie Wodociągi dostarczały więc wodę bez umowy, lokatorzy wpłacali pieniądze na konto depozytowe, a spółka nie dociekała, kto reguluje rachunki. Na początku tego roku podliczyła zaległości 93 kamienic i zaczęła odcinać na kilka tygodni najbardziej zadłużone. Lokatorzy jednego domu nadal chodzą z wiadrami do ulicznego ujęcia.
Kamienice zarządzane przez bydgoskie zrzeszenie zalegają z opłatami za wodę i ścieki na około 2 mln zł. – Nie mamy żadnego długu wobec spółki wodociągowej. Podawane przez nią kwoty są długiem lokatorów – prostuje Łucjan Szymandera, prezes zrzeszenia.
Każdy za siebie
Na szczęście dla lokatorów bydgoski przypadek jest odosobniony. Nie słychać też, żeby na wojnę z firmą wodociągową pozwolił sobie prezes spółdzielni mieszkaniowej. Po odcięciu wody do domów musiałby sobie szukać innej pracy. Ale zarządy spółdzielni też chętnie by zrezygnowały z roli inkasenta. – Zawsze domagaliśmy się, żeby zużycie wody rozliczane było indywidualnie, bez pośrednictwa zarządców budynków, dla których jest to niepotrzebny kłopot – twierdzi dyrektor Ryszard Jajszczyk ze Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych RP. Być może tak właśnie będzie. Rząd przyjął projekt nowelizacji przepisów, który uniezależnia przejście na indywidualne umowy od dobrej woli firmy wodociągowej (patrz ramka s.