Nazwisko Naomi Klein, trzydziestoletniej Kanadyjki z Toronto, stało się jedną z najgłośniejszych marek anglosaskiego dziennikarstwa. Jej książka „No Logo” (w Polsce od 25 października) to od kilku lat globalny bestseller, opisujący patologie systemu, który wyrósł na gruzach zimnej wojny i rodzenie się odruchów sprzeciwu. Kiedy Klein pisała „No Logo” w połowie lat 90., w światowej debacie dominowała neoliberalna TINA (there is no alternative – nie ma innego wyboru) – nieformalna ideologia zakładająca, że istnieje tylko jedna racjonalna politycznie i ekonomicznie droga, że liberalizacja, prywatyzacja, likwidacja państwa opiekuńczego na całym świecie to konieczność i źródło powszechnej szczęśliwości. „No Logo” destruowało ten obraz. Pokazując, jak działa TINA w różnych miejscach świata, Klein prowadziła bowiem swoich czytelników do wniosku, że narastanie frustracji, napięć, wyzysku, nieszczęść, nędzy, nierówności, konfliktów, które uważano za problemy okresu przejściowego, stanowi nie tyle błąd, co skutek nowego porządku. Mówiąc językiem Kisiela: zdaniem Naomi Klein wstrząsy ostatnich 10 lat „to nie kryzys, to rezultat” promowanego przez korporacje neoliberalnego ładu, którego globalnym wehikułem są Światowa Organizacja Handlu i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Symbolem tego ładu jest logo, czyli znak firmowy jako kwintesencja kultury konsumpcyjnej, w której o wartości decyduje wyrafinowany marketing, a nie jakość (od żywności i odzieży po partie polityczne), najważniejszym kapitałem firmy staje się zaś jej znak, a nie fabryki i pracownicy. Zdaniem Klein potęga reklamy i marketingu sprawia, że wszyscy stajemy się niewolnikami korporacji. Piętnem współczesnych niewolników jest logo umieszczone na wszystkim, czego używają.