Archiwum Polityki

Pieczone gołąbki

Restauracji więcej i więcej. Coraz trudniej więc zorientować się, gdzie warto, gdzie nie warto, a gdzie wręcz nie wolno chodzić. W tym momencie pojawiamy się my, przewodnicy PT Czytelników. A mija właśnie dwanaście lat od momentu, gdy po raz pierwszy zapraszaliśmy Państwa do stołu.

Przez te lata wydaliśmy siedem tomów naszego przewodnika, spowodowaliśmy, że gwiazdki „Polityki” stały się pożądanym daniem restauratorów, a nasze uwagi i wskazówki są przyjmowane ze zrozumieniem.

Wzorowaliśmy się na Francuzach. Najsłynniejszym nad Sekwaną przewodnikiem gastronomicznym jest oczywiście „Michelin Red Guide”. Wydawany jest od 104 lat. Najpoważniejszym konkurentem Michelina jest przewodnik dwóch krytyków: Henri Gaulta i Christiana Millau. Najwyżej oceniane przez nich lokale otrzymują kapelusze szefa kuchni (maksymalnie cztery). Gault i Millau nie wahają się przed opiniami skrajnymi. Oto próbka ich możliwości: „Nie, nieprawdą jest to, co niektórzy mówią o tej restauracji. Serwowana w niej kuchnia nie może być bowiem w żadnym razie uznana za niesmaczną, ona jest po prostu obrzydliwa. Pierogi podane nam zostały nieźle przypalone, zaś ryż zupełnie niedogotowany. Zaciekawiły nas także zraziki: przyrządzone zostały mianowicie z tak twardego mięsa, że mój pies doberman na pewno by ich nie tknął, obawiając się, nie bez racji zresztą, o swoje uzębienie”. Trudno się dziwić, że przed takimi tekstami drżą restauratorzy Francji i Europy.

My nie jesteśmy tak zgryźliwi. Aby nie obciążać sumień zgonem mistrzów rondla i patelni, o katastrofach gastronomicznych nie piszemy. W naszym rankingu pojawiają się tylko te lokale, które godne są polecenia. Czasem spotykamy się z zarzutami, że zapraszamy do restauracji zbyt luksusowych. Ale jak tu oprzeć się takiej pokusie jak ta paryska.

Już przed wejściem widać, że to lokal nie dla ubogich. Portier otwiera drzwi twego samochodu, by po chwili zniknąć wraz z autem gdzieś za rogiem. Po odebraniu wierzchnich okryć maitre prowadzi do sali. Solidne stoły stoją na tyle daleko od siebie, by można było rozmawiać nie zakłócając uczty sąsiadom.

Polityka 44.2004 (2476) z dnia 30.10.2004; Społeczeństwo; s. 104
Reklama