Pobudka godzina 7.30. O ósmej śniadanie. Marianna przeczytała w jakiejś babskiej gazecie, że pierwszy posiłek powinien być obfity, bo daje napęd na cały dzień. Ale kto tuż przed wyjściem do szkoły ma czas na zdrowe odżywianie? Trzeba się spieszyć, więc kromka chleba z dżemem albo zupa mleczna. Ale nawet one mogą mieć niezwykły smak i przypominać to, za czym tak długo tęskniła.
Bezpieczna klatka
Marianna kiedyś bardzo bała się chodzić do szkoły. Odstawała od reszty klasy, nauczyciele – zamiast ułatwiać pokonywanie trudności – stawiali przed nią coraz to nowe wymagania. Marianna żyła w ciągłym stresie. – Nie wiem, skąd to do mnie przyszło. W pierwszej czy drugiej klasie gimnazjum przestałam się interesować nauką, zaczęłam żyć w swoim świecie pełnym lęków i dziwnych głosów. Byłam jak ptak, który musiał być trzymany w klatce, bo poza nią przepadłby w świecie.
Klatką okazał się szpital. Psychiatryczny. Rodzice się łudzili, że Marianna cierpi na jakieś przejściowe osłabienie, może nerwicę, że wystarczy wzmacniający koktajl z witamin, który widzieli w telewizyjnej reklamie, i jej zdrowie wróci do normy. Bez leków przeciwpsychotycznych nie będzie można waszej córce pomóc – oświadczyła lekarka w przychodni, obiecała znaleźć miejsce na oddziale psychiatrii młodzieżowej i jednego z tych szarych, jesiennych poranków, kiedy żadnemu dziecku nie chce się wychodzić z domu, Marianna trafiła w miejsce jeszcze gorsze niż znienawidzona szkoła. W środowisko całkowicie obcych ludzi i nowych rygorów.
Zabierzcie mnie, chcę już stąd wyjść – prosiła po kilku tygodniach, gdy leki utemperowały emocje i miała prawo sądzić, że koszmary pozostaną tylko wspomnieniem. Ale gdzie miała wrócić? Do tej samej szkoły, której dyrekcja niechętnie patrzyła na uczniów obniżających poziom?