W 1988 r., a więc na rok przed niespodziewanym rozpadem Układu Warszawskiego, władze ZSRR dostarczyły Ludowemu Wojsku Polskiemu jedno z największych wówczas osiągnięć radzieckiej techniki lotniczej: ponaddźwiękowy myśliwiec Mig-29. Zanim pierwsze dwudziestki dziewiątki wylądowały w pułku myśliwskim w Mińsku Mazowieckim, radzieccy konstruktorzy wykonali 19 prototypów tego odrzutowca. W zależności od wersji samolot sam odnajdywał i likwidował cele na ziemi i w powietrzu, był przystosowany do lądowania na lotniskowcu, zdolny do walki na każdej wysokości, w każdych warunkach pogodowych i w warunkach zakłóceń radioelektronicznych. Mig-29 jest w stanie z dwukrotną prędkością dźwięku przechwytywać cele nawet na wysokości stratosfery, gdzie powietrze zamienia się już w ozonowy budyń. Do dziś zachodni specjaliści twierdzą, że to godny przeciwnik F-16. W kultowym filmie o amerykańskich myśliwcach „Top Gun” instruktorzy US Army tłumaczyli swoim podopiecznym: Niektórzy piloci czekali całe życie, żeby zobaczyć Miga.
Nic więc dziwnego, że kiedy w ramach programu Partnerstwo dla Pokoju (już po rozpadzie bloku sowieckiego, ale przed przyjęciem grupy państw ze środkowej Europy do NATO) żołnierze porównywali swoje rodzaje broni, to w pierwszej kolejności Amerykanie poprosili o Miga-29. Dowódca Sił Powietrznych USA w Europie gen. Robert H. Foglesong latał z dowódcą 1 Eskadry Lotnictwa Taktycznego w Mińsku ppłk. Stefanem Rutkowskim. „Oddałbym swoje cztery gwiazdki za to, żeby być ponownie kapitanem i mieć możliwość latania z tymi ludźmi” – mówił później Foglesong tygodnikowi „Polska Zbrojna”. Przyznał, że niektórych manewrów nie byłby w stanie wykonać na legendarnych F-16.
Wkrótce piloci z Mińska rozpoczęli polsko-amerykańskie ćwiczenia bojowe.