Ponieważ pisuję felietony już 40 lat (pora kończyć! – jak mówią życzliwi), więc zauważam zmianę funkcji tego gatunku wraz ze zmianą systemu. W ustroju przodującym do 1989 r. felieton pełnił rolę tzw. wentyla. Na pierwszych stronach gazety panowała drętwa mowa i sukcesy – Gomułka zbudował tysiąc szkół, Gierek wyprodukował tysiąc samochodów, a pszczółka Maja – tysiąc ton miodu. W pierwszej części gazet było słodko i panowało prawo wielkich liczb. Za to gdzieś na końcu, w ostatnim wagonie, jakiś sfrustrowany felietonista aluzyjnie grymasił, tropił nonsensy na szczeblu powiatowym, a w czasach odwilży zdarzało się, że i na wojewódzkim. Wywoływało to oburzenie ówczesnych baronów – Kruczka, Kępy czy Kociołka (że wymienię tylko baronów na „k”). Partia miała „Polityce” za złe, że na ostatniej stronie pisze coś innego niż na pierwszej.
W ustroju miłościwie nam przodującym od 1989 r. rola felietonu radykalnie się zmieniła. To, co w gazecie dawniej było najnudniejsze (kronika sejmowa), dziś jest najbardziej wstrząsające i ponure. To, co dawniej było kroniką kryminalną, drukowaną petitem na ostatnich stronach – dziś wielkimi literami krzyczy z pierwszych stron gazet. To, co w starym systemie było najbardziej krzepiące – artykuły z zakresu Historii przez duże „H” – o heroicznych zrywach rewolucyjnych z 1905 czy 1917 r., o sojuszu z niezwyciężoną armią radziecką, dziś zostało zastąpione przez historię przez małe „h”, pełną zdrad, donosicieli i kolaborantów.
Również dzień dzisiejszy w mediach przynosi obraz nędzy i rozpaczy. Media uginają się pod ciężarem bezrobocia, korupcji, kłamstwa premierów i prezydentów, chamstwa posłów, śmiertelnych wirusów, które zagrażają ludzkości, listów pełnych oburzenia, wymysłów od komunistów, faszystów, kolaborantów itd.