Archiwum Polityki

Ucisk powietrza

Widzącemu trudno zrozumieć, że można nie ogarniać świata wzrokiem. Więc jak się go ogarnia? Widzący powinien sobie wyobrazić, że w miejscu oczu ma kolana albo łokcie. Nic poza dotykiem. Tylko dotyk, dźwięk, zapach, ucisk powietrza sprężanego między czołem a przedmiotem, który ma się przed sobą. Niech spróbuje to sobie wyobrazić, choćby tylko raz, w piątek, 13 listopada, w Międzynarodowy Dzień Niewidomych.

Jeśli widziało się długi czas przed oślepnięciem, można sobie pomóc przypominaniem obrazów, ale one się zacierają, rozmywają - mówi Hanna, która z powodu cukrzycy nie widzi od dwunastu lat. Niektóre twarze widywane przez lata stają się w wyobraźni nieostre. Tym, którzy urodzili się niewidomi albo przestali widzieć w dzieciństwie, tak jak Urszula, najłatwiej zaakceptować kalectwo. Dla nich niewidzenie jest normalne, ponieważ niczego nie utracili.

Urszula pogodziła się z utratą wzroku niedawno. Skończyła studia, wyszła za mąż, urodziła troje dzieci, choć bała się, że będą również niewidome. Lekarz powiedział, że jest tyle procent zagrożenia co u widzących. Dzieci widzą. Od kiedy zachorował mąż, Urszula wie, że Bóg przesunął dla niej granicę ludzkiej wytrzymałości. Cóż więc zostaje innego, jak zaakceptować wszystko, co spowodowało to przesunięcie? Bez Boga nie byłoby dla Urszuli możliwe pozbycie się poczucia krzywdy, które przez całe życie podpowiada: dlaczego właśnie ja?

Ale kiedy staje przed przeszkodą i musi ją pokonać, akceptacja słabnie. Nienawidzi na przykład zakupów, bo nie może powiedzieć: proszę o kilogram TYCH jabłek. Zależy od sprzedawczyni, jej wyboru. Wtedy akceptację trzeba w sobie podtrzymywać, ponieważ ona gaśnie.

Urszula wierzy w sens cierpienia. Ono czemuś służy w tajemniczym sensie świata. Jedno z największych cierpień: odejście z uczelni. Studiowała ukrainistykę. Babcia, która przeszła na katolicyzm, śpiewała małej wnuczce ukraińskie piosenki. I zaraziła ją ukraińskością. Wybrała wydział, na którym trzeba przeczytać morze literatury ukraińskiej i rosyjskiej. To oczywiście oznaczało, że ktoś musi ją przeczytać na głos. Znalazły się dwie osoby, które to morze przeczytały.

Polityka 46.1998 (2167) z dnia 14.11.1998; Społeczeństwo; s. 90
Reklama