Na skrawkach nadmorskich gruntów trwa budowlane szaleństwo. Drewniane sławojki, baraki, stare kioski, zdezelowane barakowozy. Byle jak, byle szybko. Inspektorzy nie nadążają z liczeniem "samowolek".
Wieś Karwieńskie Błota, nad morzem, między Karwią a Dębkami. Po obu stronach drogi tablice z ofertami: "Działki sprzedam", "Działki budowlane i rekreacyjne", "Tanie studnie", "Domki, ogrodzenia, bramy". Biznes kwitnie.
Jeszcze parę lat temu Karwieńskie Błota były skrawkiem Holandii stworzonym w Polsce na nadmorskich mokradłach przez menonickich osadników, sprowadzonych tu w 1599 r. przez starostę puckiego Jana Wejherta. Zdaniem Marcina Gawlickiego, wojewódzkiego konserwatora zabytków w Gdańsku, nawet w dawnej ojczyźnie owych przybyszów trudno było znaleźć równie dobrze zachowane założenia wiejskie z łanowym układem pól, poprzecinanych kanałami i rowami melioracyjnymi. Ale to już przeszłość. Teraz na owych łanach każdy stawia to, co potrafi. Łąki zamieniają się w ogródki działkowe z warzywniakiem i drzewami owocowymi.
- W chaosie, jaki tu zapanował, nikt już nie rozumie, o co chodzi, jak ten teren powinien wyglądać, dlaczego pewnych rzeczy na nim nie wolno robić - mówi Teresa Iżewska z urzędu wojewódzkiego konserwatora zabytków w Gdańsku. Najwyższa Izba Kontroli doliczyła się tu 238 nielegalnie zbudowanych obiektów. Urząd Rejonowy w Pucku - 484.
Holandia za bezcen
Początek wszystkiemu dała przyjęta w październiku 1990 r. nowelizacja kodeksu cywilnego. Uchylono wówczas artykuły 160-165 ograniczające swobodę dzielenia gruntów rolnych. To, że dzisiaj można handlować bez jakichkolwiek barier niewielkimi nawet skrawkami ziemi uprawnej czy łąk, nie oznacza, iż wolno na nich budować bez urzędowej zmiany przeznaczenia terenu, bez zatwierdzonych projektów. Ale tylko w teorii. Wiadomo bowiem, iż mieszkaniec miasta, nierzadko z drugiego krańca Polski, nie kupuje 500 m kw. nadmorskiej łąki po to, aby hodować na niej krowę lub barana.