Archiwum Polityki

Cyt, iskierka zgaśnie

Ceny węgla w Europie oszalały. W listopadzie przekroczyły 60 dol. za tonę i są najwyższe w historii. Tak gwałtownego ich skoku jeszcze nie było. Czy to oznacza, że nie trzeba już zamykać kopalń?

Tak właśnie myślą górnicy, którzy strajkowali w ubiegłym tygodniu: – To wbrew gospodarczej logice – uważa Wacław Czerkawski, wiceprzewodniczący jednego ze związków. – Eksport węgla zaczyna być opłacalny, bronią nas wyniki, więc likwidacja kopalń pachnie sabotażem. Czy faktycznie zaczynamy na węglu zarabiać?

Istotnie, nikt takiego wzrostu cen nie przewidział – przyznaje Zbigniew Paprotny, dyrektor pionu rynków zagranicznych Węglokoksu, największego eksportera. – Niestety, hossa nie będzie trwać wiecznie i ceny spadną – przestrzega. – Nie można na nich budować długoterminowego programu dla polskiego górnictwa.

W połowie 2002 r., kiedy Węglokoks zawierał umowy na tegoroczne dostawy, w portach ARA (Amsterdam, Rotterdam, Antwerpia), które wyznaczają poziom cen na rynku europejskim, tona dobrej jakości węgla kosztowała 26 dol. (bez wyładunku). Pod koniec roku cena – wydawało się, że przejściowo – wzrosła do około 35 dol. W okresie jesienno-zimowym jest to naturalne. Ceny węgla, w przeciwieństwie do ropy naftowej, w ostatnich latach wahały się umiarkowanie, więc nikt nie szykował się na niespodzianki.

Wiosną węgiel rzeczywiście staniał. W pierwszym półroczu br. w Europie płacono za tonę średnio 32–33 dol. Ale w lecie, zamiast tradycyjnego siodła, ceny lekko wzrosły. Producenci i eksporterzy zacierali ręce, jak zwykle, kiedy udaje im się zarobić w gorących miesiącach choćby pół dolara: – We wrześniu węgiel kosztował już 48 dol. i wydawało się, że osiągnął swoje wyżyny – mówi prof. Wiesław Blaschke z Instytutu Gospodarki Surowcami Mineralnymi i Energią PAN w Krakowie. To był jednak dopiero początek ostrej jazdy w górę.

Polityka 49.2003 (2430) z dnia 06.12.2003; Gospodarka; s. 46
Reklama