GUS nie zbiera danych o członkach organizacji i stowarzyszeń (publikuje jedynie dobrowolnie przekazywane dane o członkach Kościołów i stowarzyszeń narodowościowych). Statystycy trzykrotnie podejmowali badania działalności fundacji i stowarzyszeń, gdzie pytano także o liczbę członków, ale – jak przyznaje rzecznik GUS Wiesław Łagodziński – żadne nie pozwoliło na uzyskanie pełnych wyników, z uwagi na niezwykle niski wskaźnik zwrotów wypełnionych sprawozdań. „Polityka”, chcąc poznać stan bazy większych organizacji, zwracała się z pytaniami do ich władz i korzystała z publikowanych przez nie informacji.
Ale nie tylko brak ścisłych danych o liczbie członków jest tu przeszkodą. W ostatnich dekadach PRL aktywność obywatelską scentralizowano. Była jedna centrala związkowa – CRZZ, jeden związek kombatancki – ZBoWiD, w jednej federacji znalazły się organizacje młodzieżowe, połączono nawet Szkolny i Akademicki Związek Sportowy. Natomiast w III RP mamy organizacyjny pluralizm. Do zarejestrowania stowarzyszenia wystarczy 15 osób i w zasadzie żadne nie ma monopolu na określoną działalność.
Z dawnych peerelowskich organizacji odeszły nie tylko miliony martwych dusz, ale i wielu działaczy, którzy powołali nowe organizacje o podobnym profilu. Sporo organizacji nie ma też ogólnopolskich struktur (wiele ruchów katolickich jedynie do szczebla diecezji). Są także takie, których znaczenie i wpływy bynajmniej nie zależą od liczby członków (choćby Stowarzyszenie Ordynacka, Klub Kapitału Polskiego, konfederacje pracodawców). Inne mają niewiele członków, ale kiedy trzeba, to potrafią skrzyknąć tysiące wolontariuszy (Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy – 160 tys., Monar).
W rankingu organizacji III RP (patrz ramka) czołowe miejsce, podobnie jak w PRL, zajmują związki zawodowe, do których według badań prof.