Archiwum Polityki

Kochajmy się!

Niemcy zaczęli się masowo wzruszać swoim losem. Wojennym losem ofiar – bombardowań, wysiedleń i gwałtów – oraz powojennym, podzielonym na NRD i RFN. Powstało nowe pojęcie: samopojednanie. Dokonuje się ono spontanicznie na naszych oczach.

W kinie z łezką w oku Niemcy z obu stron muru żegnają NRD i wspominają, jak to w  powojennych latach zostali mistrzami świata w piłce nożnej. Kanclerz płakał ze wzruszenia na filmie Wortmanna „Cud w Bernie”, kiedy rodzina pogruchotana przez nazizm i wojnę, po jej zakończeniu jedna się ze sobą w ekstazie.

W dniu premiery „Lutra”, filmu ładnie zrobionego za pieniądze amerykańskich i niemieckich Kościołów protestanckich, Niemcy są oblepione zdumiewającym plakatem: wielkie portrety uśmiechniętego Schrödera i dobrotliwie nachmurzonego Lutra. Oto dwaj wielcy niemieccy reformatorzy – zda się on nieść przesłanie. Jeden – Kościoła i wiary, drugi – niemieckiej polityki i gospodarki. Program Gerharda Schrödera Agenda 2010 – program demontażu tradycyjnego państwa socjalnego, to nowa reformacja. Ale przedtem, w 2006 r., będą nowe wybory i nowe mistrzostwa świata – w Niemczech właśnie.

Gdy zawodzi polityka i gospodarka, to pokrzepienia serc szuka się w historycznych bajaniach i narodowym pojednaniu. Takie filmy jak „Luter”, „Goody bye Lenin” czy „Cud w Bernie” spełniają dziś w Niemczech rolę podobną do tej, jaką u nas odgrywa „Stara baśń” czy „Pan Tadeusz”. Celuloidowy patriotyzm godzi dziś Niemców ze sobą. Nowe pojęcie określające to zjawisko – samopojednanie – dotyczy nie tylko fali nostalgii za NRD czy za latami 50. w Niemczech Zachodnich, ale również boomu wspomnień wojennych i powojennych, przedstawiających Niemców jako ofiary: alianckich bombardowań, wypędzeń, masowych gwałtów, a także drakońskich warunków w obozach jenieckich.

Polityka 47.2003 (2428) z dnia 22.11.2003; Świat; s. 60
Reklama