Mamy w Polsce tylko 400 łóżek geriatrycznych i 190 lekarzy tej specjalności. Jak na kraj, w którym 4,7 mln obywateli przekroczyło już 65 rok życia i często wymaga kompleksowej opieki medycznej, nie jest to wskaźnik imponujący. Tym bardziej że wprowadzone przez Narodowy Fundusz Zdrowia zmiany zasad kontraktowania świadczeń mogą w przyszłym roku pozbawić tę dziedzinię pieniędzy, gdyż listę chorób geriatrycznych zredukowano ze 110 pozycji do 40. – Osoby starsze cierpią z reguły na kilka chorób jednocześnie, a Fundusz chce nam płacić tylko za leczenie jednej – tłumaczy dr Jarosław Derejczyk, prezes śląskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Geriatrycznego. – Urzędnicy uznali, że taniej będzie wozić chorych w sędziwym wieku na kardiologię, pulmonologię, urologię, a najlepiej w ogóle niech geriatria zniknie, bo przecież od czego jest interna?
Takie myślenie niewiele ma wspólnego z nowoczesną medycyną. Nikt na świecie nie utożsamia geriatrii z hospicjami (co przytrafiło się niedawno naszemu ministrowi zdrowia w Sejmie), gdyż 80 proc. leczonych przez geriatrów wraca do domu na własnych nogach. Z kolei obciążanie interny leczeniem wszystkich ludzi starszych jest krótkowzroczne, gdyż w najbliższym 20-leciu ich liczba w szpitalach się podwoi.