W odróżnieniu od wirusowego zapalenia wątroby (WZW), zespołu nabytego upośledzenia odporności (AIDS) albo zespołu ostrej niewydolności oddechowej (SARS) – POChP nie wywołuje żaden wirus. W odróżnieniu od sclerosis multiplex (SM) można się jej nabawić niemal wyłącznie na własne życzenie. Jej pełna nazwa – przewlekła obturacyjna choroba płuc – brzmi tajemniczo i niewiele mówi. Być może, gdyby lekarze częściej używali w nazewnictwie chorób języka, którym na co dzień mówią pacjenci, łatwiej byłoby uświadomić to zagrożenie?
Obturacja oznacza zwężenie, w tym przypadku drobnych oskrzelików, które doprowadzają powietrze do płuc. Chory najpierw przez wiele lat kaszle, potem zaczyna brakować mu tchu, skarży się na zadyszkę podczas wchodzenia po schodach, aż w końcu najprostsze czynności powodują nieznośną duszność. A wszystko to z winy papierosów. Tylko co dziesiąta osoba dotknięta POChP nigdy nie paliła tytoniu. Pewnie stąd bierze się zbieżność dat: 19 listopada przypada Światowy Dzień POChP, a 20 listopada – Międzynarodowy Dzień bez Papierosa. Oczywiście, jeden dzień niepalenia nie przywróci płucom dobrej formy – oskrzela zaczynają lepiej funkcjonować dopiero po roku od rzucenia palenia.
Palacz w średnim wieku ma pojemność płuc o jedną piątą mniejszą niż osoba niepaląca. Nikt w młodości nie domyśla się, że wpadając w nałóg około 25 roku życia, z miejsca wpisuje się na listę ofiar POChP. – Dym tytoniowy niszczy płuca powoli, ale nieubłaganie – twierdzi prof. Jan Zieliński z Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie. – Chory kaszle, ale nie uznaje kaszlu za chorobę. Dopiero po 20–30 latach zacznie się niepokoić zadyszką przy wchodzeniu po schodach.
Ten pierwszy sygnał popchnie go zapewne w objęcia kardiologów, którzy sumiennie zbadają mu serce, ale żaden nie wpadnie na to, by sprawdzić pojemność płuc.