Archiwum Polityki

Nerwy w eterze

Prowadzenie biznesu radiowego przypomina w obecnych warunkach sterowanie statkiem w nocy i podczas sztormu, a w dodatku jeszcze bez kompasu, który został na lądzie.

Radio nie jest uszkodzoną telewizją, z fonią, ale bez obrazu – powtarzają radiowcy, broniąc własnej odrębności. Telewizja, od kiedy istnieje, jest naturalnym rywalem radia. Ma ono szansę wygrywać z nią głównie w godzinach porannych i przedpołudniowych. Między porannymi pasmami odbywa się więc wojna zwana z angielska big battle breakfast time (wielka bitwa w porze śniadania). Po trzynastej słuchacze odchodzą od radia również po to, aby włączyć telewizję.

Radio od dawna cierpi na kompleks telewizji, od niedawna jednak całkiem realnie zagraża ona u nas jego egzystencji.

Gargantuiczna siła TVP, która daje się we znaki całemu rynkowi mediów, w radio, zwłaszcza prywatne, uderza z podwójnym impetem. W rezultacie bezpardonowej wojny rabatowej między wszystkimi mediami, prowadzącej do obniżenia cen reklam, stacje radiowe poniosły poważne straty, jeśli chodzi o udział w torcie reklamowym. – Telewizja publiczna może sobie pozwalać na wszystko, bo odkąd stała się komercyjnym graczem, to ona ustalała ceny reklam we wszystkich mediach na rynku. Skoro ogólnopolska telewizja była tak tania, po co było dawać reklamy do radia? – pyta retorycznie Monika Bednarek, prezes Eurozet (właściciela Radia Zet i Radiostacji). Co więcej, jej zdaniem sytuacja z rynku telewizyjnego zaczyna przenosić się na rynek radiowy. Jedynka i Trójka rozpoczęły walkę o reklamy. Zasięg techniczny tych stacji, a zwłaszcza atrakcyjnie ustawiony cennik sprawiają, że przyciągając do siebie reklamodawców równocześnie doprowadzają do obniżania wpływów w innych stacjach, zwłaszcza lokalnych.

Przedstawiciele PR bronią się jednak argumentem, że w dochodach radia publicznego reklamy stanowią zaledwie 10–12 proc.

Polityka 45.2003 (2426) z dnia 08.11.2003; Kultura; s. 68
Reklama