Archiwum Polityki

Więcej gliny, mniej błota

Chyba skończyła się wojna wewnętrzna w polskiej policji

Trzęsienie ziemi w Komendzie Głównej Policji, polityczne czystki, zemsta za Starachowice – tak mniej więcej opisywano to, co stało się w ostatnich dniach i co zapewne jest początkiem większych zmian w policji. Tymczasem odejście komendanta głównego Antoniego Kowalczyka zostało politycznie przesądzone po słynnym sejmowym wystąpieniu ministra sprawiedliwości Grzegorza Kurczuka, w którym ten praktycznie oznajmił, że komendant zmieniał zeznania w sprawie starachowickiej. Odejście dwóch zastępców komendanta – Władysława Padły i Adama Rapackiego – było też już dawno przesądzone (informowaliśmy o tym w „Polityce” trzy tygodnie temu), inne zmiany kadrowe zostały zapoczątkowane jeszcze przed zmianą komendanta głównego, dalsze są kontynuowane. Nowy szef gen. Leszek Szreder ma prawo dobrać sobie nowy zespół i wydaje się, że dobiera dobrze. Nikt z żadnej politycznej strony nie zgłosił zastrzeżeń do nowo powołanych członków Komendy Głównej. Wszyscy mówią, że to fachowcy dobrze przygotowani do swych funkcji. To jedna strona medalu.

Kwestie kadrowe są ważne, ale nie najważniejsze. Najważniejszy jest bowiem cel, któremu zmiany mają służyć. Jeżeli teraz ma być inaczej, a więc komendant główny ma być partnerem ministra, a nie jego politycznym petentem, to dobrze. Jeżeli komendant zyska samodzielność, a minister nie będzie się zmieniał w jego rzecznika prasowego i biegał do mediów z każdą informacją o sukcesie, by zarobić kilka punktów, to też dobrze. Jeżeli nowe kierownictwo przyjrzy się rzeczywistemu dorobkowi Centralnego Biura Śledczego i ustanowi taki system kontroli, że ta ważna formacja nie stanie się policją pracującą na polityczne zamówienia (co grozi każdej supertajnej służbie wyposażonej w bardzo szerokie uprawnienia), to też dobrze.

Polityka 45.2003 (2426) z dnia 08.11.2003; Komentarze; s. 17
Reklama