Co ja do tej pory wiedziałem o aniołach? Swego czasu przeczytałem Raport w „Polityce” popularyzujący lokatorów Nieba, polatujących wśród obłoków z wyjątkiem dni, kiedy się pierzą – wtedy chodzą piechotą. Z dzieciństwa kołacze mi się po głowie rymowanka: „Anioł jest to sługa Boży”... Ciąg dalszy skonfiskowała cenzura domowa. Wtedy też opowiadano mi bajeczkę o myszce. Widząc nietoperza, pisnęła cieniutko:
– Mamusiu, patrz – aniołek!
Później poszło już łatwo, z górki literatury i literaturki. Mnóstwo aniołów przypada u nas na centymetr wierszy i poematów. Stoją one na rodzinnych polach, w nich mają wcielić się zjadacze chleba, są uczestnikami dialogu zarejestrowanego przez Broniewskiego:
Anielica kompletnie goła
Niedwuznacznie pyta anioła:
– Mój aniele, cały na biało
Dusza, owszem – ale ciało?
Odwołanie do cielesności w wypadku bezcielesnych zaskakuje. Tak już jednak jest, tak się przyjęło, że aniołom przypisuje się ludzkie słabości i grzeszki. W piosence o trzech wesołych aniołach – Piotrze, Pawle i Zefirynie – Konstanty Ildefons konstatował:
Od sromu jak od gromu
Cierpiały aniołówny...
Ha, było trzech aniołów,
Lecz siedem grzechów głównych.
Jak tu nie ulegać pokusom; być osobnikiem wyposażonym w aureolę to katorga. Gdy o kimś mówi się: – O, to prawdziwy anioł! – kariery nie zrobi, wpadnie w nerwowy rozstrój. Jedyne wyjście: rezygnacja z dotychczasowej roli. Jak w wierszyku Brzechwy o zbuntowanym:
Potem na balkon wyszedł i wołał:
„Skończył się anioł! Nie ma anioła!
Niech całe miasto obleci fama,
Że od tej chwili jestem za chama”.