Afery związane z ustawami o radiofonii i telewizji czy biopaliwach pokazały, ile złej woli, nieudolności i ciemnych interesów towarzyszy tworzeniu polskiego prawa. Przepisy, które swoim autorytetem potwierdzają Sejm i prezydent, powstają często w okolicznościach, które najlepiej opisałby Sławomir Mrożek – śmiech przechodzi w przerażenie.
Marszałek Sejmu Marek Borowski, do którego należy nadzór nad prawidłowością procesu legislacyjnego w Sejmie, nie ma sobie w tej sprawie zbyt wiele do zarzucenia: – Błędy w procesie legislacyjnym zdarzały się zawsze. Gdyby prześledzić proces powstawania ustaw w różnych kadencjach, to „innych roślin” czy „lub czasopism”, które znikają lub pojawiają się w ustawach, znalazłoby się więcej. Według marszałka po ujawnieniu afery Rywina i błędu w ustawie o biopaliwach zwiększyło się tylko wyczulenie społeczne na ten problem. Szuka jednak sposobu naprawienia legislacyjnej maszynki.
Przepisy na tony
Polska to kraj węgla i ustaw. W ciągu ostatnich dwóch lat Sejm uchwalił około 300 samych tylko rządowych projektów. Faktycznie jednak przeważająca ich część to kolejne, nieraz kilkunastokrotne nowelizacje ustaw już istniejących, acz niedoskonałych. Często takich, które nie zdążyły nawet wejść w życie. W Sejmie w różnych fazach rozpatrywania znajduje się teraz ponad 170 kolejnych projektów. Ilość jednak nie przechodzi w jakość. – To już legislacyjna biegunka – narzeka Aleksander Proksa, szef Rządowego Centrum Legislacji. Efekt według niego jest taki, że ministerstwa nie mają czasu dopracowywać projektów i coraz częściej ich przygotowanie powierzają pracownikom, którzy nie mają do tego żadnych kompetencji.
Mecenas Marek Gajek, niegdyś pracownik Ministerstwa Przekształceń Własnościowych, a następnie Ministerstwa Skarbu Państwa, dziś prowadzący kancelarię adwokacką, wspomina: – Kiedyś w MPW zlecono mi napisanie projektu rozporządzenia w sprawie minimalnego kapitału założycielskiego biur maklerskich.