Aż cztery godziny zastanawiała się irańska telewizja, czy podać informację o pokojowym Noblu dla Shirine Ebadi, a oficjalny komunikat agencji Irna liczył dokładnie osiem linijek. Równie lakoniczny był komunikat rzecznika rządu Abdollaha Ramezanzadeha wyrażający zadowolenie, iż „irańska muzułmanka została wyróżniona przez wspólnotę międzynarodową za zasługi dla budowania pokoju”. Koniec kropka.
W końcu nie ma się co dziwić: na 56-letniej pani Ebadi jeszcze niedawno ciążył wyrok 15 miesięcy więzienia i 5 pozbawienia praw publicznych, po wielu interwencjach ze świata zamieniony na karę grzywny. Za szacha, mając 26 lat, jako pierwsza kobieta w Iranie została sędzią i zyskała reputację osoby z twardą ręką wobec mężczyzn. Po rewolucji islamskiej usunięta z tej funkcji – mułłowie uznali, że kobiety mają zbyt emocjonalny stosunek do prawa, aby nadawały się na sędziów – podjęła wykłady na uniwersytecie w Teheranie i praktykę adwokacką. Krok po kroku zaangażowała się w ruch obrony praw kobiet i stawała się adwokatem od trudnych spraw.
Wielka polityka dopadła ją, gdy w 1998 i 1999 r. doszło do krwawej rozprawy ze studentami i opozycją. Wtedy zaczęła protestować publicznie, kontaktując się również z zagranicznymi organizacjami obrony praw człowieka. („Strach trzeba w sobie przełamać tylko raz, a później już wszystko idzie w sposób naturalny”). Do wczoraj prawie nieznana, także u siebie w kraju, nagle stała się instytucją i symbolem. Przyjęła tę odmianę losu z wielkim spokojem. Za najpilniejsze zadanie uważa zmianę ordynacji wyborczej przed marcowymi wyborami parlamentarnymi jako pierwszy krok ku demokratyzacji.