Archiwum Polityki

Góralom źle u Hanysów

Choć stare ludowe powiedzenie mówi, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, to górale wiedzą swoje – ci z Żywiecczyzny postanowili oderwać się od Śląska i pukają do drzwi Małopolski. Na czele ruchu, który ma zorganizować referendum w tej sprawie, stanęli Antoni Szlagor, burmistrz Żywca, i Wiesław Augustynowicz, przewodniczący rady powiatu żywieckiego. Silnego wsparcia udziela im Wiesław Mizia, wójt gminy Jeleśnia (tej z górą Pilsko i świetnymi wyciągami narciarskimi), który zawsze chciał być pod berłem Krakowa. Żywiecczyzna należała do Krakowa do czasu zmiany za Gierka administracyjnej mapy kraju. Potem znalazła się w województwie bielsko-bialskim, a ostatnio w śląskim. Przewodniczącego Augustynowicza wyjątkowo drażnią takie powiedzenia jak: w Żywcu na Śląsku. Bo co z nas za Ślązacy? – pytają górale. Secesyjne ciągotki kiełkowały już za rządów Buzka, ale wtedy skutecznie neutralizował je minister Jerzy Widzyk, były burmistrz Żywca. Wygląda na to, że teraz górale chcą pójść na całość – wierzą, że Kraków bardziej przejmie się ich problemami niż Katowice. Żalą się, że śląskie władze widzą ich tylko wtedy, kiedy notable z Katowic przyjeżdżają na narty. Ostatnie żale do Śląska mają konkretny wymiar: otóż marszałek postanowił, że droga do granicy w Korbielowie będzie w zimie miała tzw. czwarty stopień odśnieżania, więc (wyliczono) jak dobrze sypnie śniegiem, to przez jedną trzecią doby będzie nieprzejezdna, a to oznacza mniej turystów, no i dutków. Aby oderwać się od Śląska, górale muszą przejść taką drogę: najpierw referendum (oczywiście musi być zwycięskie), potem wniosek o zmianę granic województwa poparty przez władze Żywiecczyzny powinien trafić do Rady Ministrów, a ta może się przychylić do woli górali albo nie.

Polityka 42.2003 (2423) z dnia 18.10.2003; Ludzie i wydarzenia; s. 12
Reklama