Archiwum Polityki

Z odsieczą idzie Zaporoże

Warszawską fabrykę samochodów Daewoo-FSO udało się cudem uratować od bankructwa. Co teraz?

Najgorsze mamy za sobą – zapewnia Janusz Woźniak, wiceprezes Daewoo-FSO. – Spółka nie upadnie. Na jego biurku piętrzy się stos dokumentów, które gwarantują Żeraniowi przetrwanie. Wśród nich, przypominające grubą księgę, porozumienie zawarte z dziesięcioma największymi bankami wierzycielami – polskimi i koreańskimi. Przewiduje ono, że część długów zostanie spłacona, część zamieniona na akcje, pozostała umorzona. Ile będzie spłacone, a ile umorzone? To akurat ciągle jest tajemnicą.

Porozumienie jest najważniejszym dokumentem. Z trudem wynegocjowane, okazało się kluczem do rozwiązania problemów spółki. Bankowcy dali się przekonać, że bankructwo Żerania będzie również dla nich fatalnym rozwiązaniem, bo w kolejce do kasy jako pierwsi ustawią się pracownicy oraz Skarb Państwa, więc dla banków zostanie niewiele albo nic. Tymczasem utrzymanie przy życiu spółki pozwala im odzyskać część pieniędzy w gotówce, a część w akcjach, na które – jest taka nadzieja – znajdzie się chętny kupiec.

Kłopot polegał jednak na tym, że samo porozumienie z bankami nie załatwiało sprawy do końca. Obejmowało 1,2 mld zł z puli ponad 5 mld zł długów Daewoo-FSO. Żerań winny jest też spore pieniądze koncernowi Daewoo Motor Company (DMC), czyli koreańskiej spółce-matce. Koreańczycy zaś nie byli zainteresowani jakimikolwiek porozumieniami i parli do ogłoszenia upadłości. Pytani o przyczynę takiego stanowiska tłumaczyli, że ich firma też znajduje się w stanie upadłości i jest pod kuratelą syndyka oraz sądu. Ci zaś chcą przede wszystkim sprawnie przeprowadzić proces upadłości, wyczyścić księgi bilansowe, zamknąć postępowanie i mieć sprawę z głowy. Normalnie, jak to urzędnicy.

Polityka 41.2003 (2422) z dnia 11.10.2003; Gospodarka; s. 44
Reklama