Dla J.O.
1 Zapomniany przez Boga i ludzi poeta Andrzej Mandalian wydał tom wstrząsających wierszy – „Strzęp całunu” (wydawnictwo Czytelnik). Jest to książka o rozpaczy, samotności i tęsknocie, zbiór trenów napisanych po stracie ukochanej osoby. Kiedy w pierwszym wierszu czytam: „Bracie mój Orfeuszu – nam/słowa-klucze od lat grzęzną w gardłach... /Dlaczegóż czekać u czyśćcowych bram?/Czyż się kochać można tylko w zmarłych!... /Kiedyż anioł zadmie w swój róg?... /Rzeknie Pan, że mi się tylko śniłaś!... /I odpuści w swej dobroci Bóg/Mą występną, mą ostatnią miłość!” – otóż kiedy taki fragment czytam, nie mogę nie pomyśleć o wielkim, w zeszłym roku wydanym, poemacie Miłosza „Orfeusz i Eurydyka” i nie mogę też nie pomyśleć o arcy i prawzorze poezji żałobnej, o „Trenach” Jana Kochanowskiego, zwłaszcza o jego trenie XIV. „Gdzie te wrota nieszczęsne, którymi przed laty/Puszczał się w ziemię Orfeus szukając swej straty?”.
2 Niemal z automatu przywołuję kontekst literacki i nie czynię tego z powodu powtarzalności motywu, ale odwrotnie, by poetycką nietypowość rozpaczy Mandaliana pokazać. Zwykle poeci jak swoje rozpacze zapisują, w samym zapisie, w samej, powiedziałbym, formie, pociechy szukają. Rozpaczają jak wszyscy, ale terapeutyczną pamięć swojej odmienności w ciężkich chwilach specjalnie intensywnie i jakby rytualnie uruchamiają.
3 Dam teraz cytat z Ciorana, w końcu jak się o rozpaczy pisze, Ciorana nie przytoczyć niepodobna, a też cytowanie klasyków własnym rozpaczom pomaga i je kamufluje.
„Są doświadczenia, po których człowiek nie może już dalej żyć. Czujemy wówczas, że cokolwiek byśmy robili, nie ma to już żadnego znaczenia. Gdy bowiem człowiek dotarł do granic życia, gdy w zapamiętaniu przeżył wszystko, co na owych groźnych rubieżach można znaleźć, codzienne gesty i zwykłe dążenia tracą wszelki urok i czar.