Po fakcie wszyscy są mądrzejsi. Po pierwsze nagle uświadomili sobie, że energia elektryczna jest jednym z najważniejszych dóbr powszechnego użytku. Zwłaszcza gdy jej niespodziewanie zabraknie, jak ostatniej niedzieli, kiedy to ponad 50 mln Włochów zostało pozbawionych prądu. Na wstępie wszystko zwalono na stolicę: milion rzymian pod wodzą mera Waltera Veltroni urządziło sobie „białą noc”, kiedy to miasto nie śpi, kupuje, odwiedza muzea, bawi się. O 3.30 nagle zapadły ciemności. Kiedy okazało się, że to nie Rzym „wywalił korki”, winą obarczono Szwajcarów, Austriaków i Francuzów. To od nich Włochy na stałe importują 15 proc. energii. Ale szybkie dochodzenie wskazało, że przyczyną zaciemnienia jest słaby system przesyłowy, nie ma też zapasowych linii uruchamianych w sytuacjach kryzysowych. Poranne gazety cytują obficie premiera Silvia Berlusconiego, który przed miesiącem, gdy podobna awaria dosięgła Stanów Zjednoczonych, komentował, że „u nas coś takiego nie mogłoby się zdarzyć”.