Archiwum Polityki

Tati, trzymaj się

Każdy Polak, który pamięta Francję z lat naszej komuny, pamięta też ogromne plastikowe torby w różowo-białą pepitkę. Wypchane zakupami wynoszono je ze sklepów, w których kłębił się czarny tłum żądny towarów, mało że zagranicznych, ale wręcz paryskich, po cenach z Mławy, słowem najniższych na świecie. Ale nic nie trwa wiecznie. Sieć supermarketów Tati, założona w 1948 r. przez arabskiego imigranta Julesa Ouakiego, nie tylko nie przynosi już zysku, lecz stoi na krawędzi bankructwa – ma dziś prawie 60 mln euro strat (przy obrotach 150 mln euro rocznie). Tati powiadomił wierzycieli o swej niewypłacalności, ale sąd zgodził się na 4 miesiące zwłoki przed ogłoszeniem upadłości. Fabien Ouaki, syn założyciela sieci, który w latach 90. otwierał jeszcze filię Tati w Nowym Jorku przy Piątej Alei, liczy, że przy pomocy 1200 pracowników coś wymyśli. Ale co? Już w sierpniu załodze pomniejszono pensje o połowę. Tarapaty Tatiego specjaliści od marketingu tłumaczą tym, że Ouaki nie wyczuł zmian klienteli. Cóż, panie Ouaki, zamiast zakładać sklep w Nowym Jorku, trzeba było założyć w Warszawie: tu by wiernej klienteli nie zabrakło.

Polityka 37.2003 (2418) z dnia 13.09.2003; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 14
Reklama