Na początku był chaos. W Pruszkowie panoszyli się włamywacze z bandy Barabasza, a na Pradze, w okolicach Brzeskiej i bazaru Różyckiego, rządzili złodzieje i organizatorzy gry w trzy karty. Praga, Targówek, Bródno, Szmulowizna, Pelcowizna, Ząbki, wreszcie Wołomin – tu wszędzie rozciągało się złodziejskie terytorium.
Wołomińska szkoła kieszonkowców słynna była już przed wojną. Ulica Brzeska z kolei cieszyła się w całej Warszawie zasłużoną sławą jako najpewniejsza meta z wódką. Taksówkarze zwozili tu klientów o każdej porze dnia i nocy. Ulica sprawiała wrażenie opustoszałej, ale wystarczyło, że taksówka na moment przystanęła, a już z bram wybiegali na wyścigi handlarze. Klient nie musiał nawet wysiadać z samochodu, zresztą nie powinien tego robić, chyba że opilstwo odbierało mu rozum. Piesza wędrówka Brzeską to był sport dla szukających mocnych przygód. Kończyła się, jeśli kandydat na bohatera miał szczęście, stratą portfela, ale można też było stracić życie. Milicja Obywatelska Brzeską omijała na odległość, bo po co nadmiernie ryzykować. W tych okolicach zdobywał życiowe doświadczenia, urodzony na Targówku, a potem handlujący na Różycu, jak nazywano bazar przy Targowej, Henryk Niewiadomski, znany wszystkim pod pseudonimem Dziad.
Między srebrem a żelazem
Dziad na bazarze sprzedawał gorące pyzy i flaki. Wszedł w ten interes prosto z ulicy. Handlarki mające do tamtej pory monopol na pyzy podobno protestowały, ale Dziad wygryźć się nie dał. Uśmierzył bunty jakąś tajemniczą metodą. Wtajemniczeni twierdzą, że użył do tego autorytetu swojego starszego brata Wieśka.
Wiesław Niewiadomski (słynny Wariat) był w tych czasach (lata 70.) już ostrym zawodnikiem. Zawodowo zajmował się okradaniem fabrycznych magazynów, gdzie składowano srebro. Kierował własnym gangiem, w skład którego wchodzili także milicjanci.