Archiwum Polityki

Okrutne gry

++

Quentin Tarantino doprowadził do perfekcji diabelską grę z widzami, polegającą na bawieniu się filmowym okrucieństwem. W jego sadystycznych, oderwanych od rzeczywistości filmach trupy, krew, przemoc, patologia zostały zredukowane do roli ornamentów, a emocje zastąpiono śmiechem. Tym, którzy lubią taką zabawę, szczególnie warto polecić prowokacyjny dramat „Funny games” Austriaka Michaela Haneke, który także bawi się ekranowym obrazem zabijania, tyle że w odwrotnym celu. Sceny znęcania się nad ofiarami, zadawania bólu i w konsekwencji filmowa śmierć mają prowadzić do uświadomienia widzom współodpowiedzialności za to, co oglądają. Bohaterami „Funny games” są dwaj sympatyczni, przystojni, młodzi ludzie, którzy urządzają sobie makabryczne widowisko, znęcając się nad Bogu ducha winnym małżeństwem, które razem z dzieckiem przyjechało na weekend do letniskowego domu nad jeziorem. Nie wiadomo, jakie motywy kierują mordercami, Haneke prowadzi swój film w kierunku parodii horroru, aby w końcu zaskoczyć zdumiewającą pointą, z której wynika, że filmowe postaci są projekcją wyobraźni nas wszystkich, czyli widzów. W dyskusjach o destrukcyjnym wpływie telewizji i środków masowego przekazu na zachowania nie sposób dziś nie odwołać się do tego filmu.

Janusz Wróblewski

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe
Polityka 22.2004 (2454) z dnia 29.05.2004; Kultura; s. 60
Reklama