Archiwum Polityki

Krwawy Harlequin

To był płomienny, wiejski romans. Jednak na drodze do szczęścia kochanków stało zbyt wielu ludzi. Najpierw należało ich zabić.

Jak co dzień kilkanaście minut przed ósmą Romuald Paczko, 69 lat, emeryt dorabiający w jednej z olsztyńskich przychodni jako inspektor techniczny, ucałował żonę i poszedł po swego wymuskanego czerwonego Opla Astrę sedana. Zwykle patrzyła z okna bloku, jak idzie między rzędami garaży; szary garnitur, seledynowa koszula, starannie dobrany krawat, kaszkiet.

Wyprowadza auto, przeciera szyby i karoserię, obchodzi dokoła, sprawdza migacze i ciśnienie w oponach, zamyka garaż, macha żonie na do widzenia i włącza się do ruchu na głównej ulicy.

Akurat tego dnia, tym jednym razem, za nim nie spojrzała.

Kiedy kilkanaście minut przed siedemnastą znaleziono ciało Paczki w garażu, jego telefon komórkowy wyświetlał komunikat: nieodebranych połączeń 36. Szukała go żona, zięć, dwie córki i przychodnia, w której pracował. Garaż był zamknięty od zewnątrz, zaglądali przez szpary w drzwiach, uspokajało ich, że nie widzą auta.

Czerwony Opel stał dobrze ukryty w lesie we wsi Radosty, bardzo blisko Olsztyna.

Werona

Paweł Morawiec, 42 lata, palacz kotłowy w Zakładzie Gospodarki Komunalnej w Barczewie, jeździł rowerem do pracy zawsze tą samą drogą przez las. Kiedy miał nocną zmianę, wyjeżdżał z domu po „Teleexpressie”, na dzienną zmianę ruszał starając się nie obudzić żony i dzieciaków. Jego życie składało się z trzech etapów: snu, jazdy na rowerze i palenia w piecu. Sam utrzymywał rodzinę. Elżbieta Morawiec, 41 lat, jego żona, zajmowała się domem, dobrze znała rozkład zmian Pawła w kotłowni. Przed sądem Paweł przyznał, że bardzo kocha żonę i ich pięcioro dzieci.

Najmłodszą córkę, dwuletnią Andżelikę, wieś przypisywała jednak raczej Sławomirowi Oleckiemu, kawalerowi z sąsiedztwa.

Polityka 19.2004 (2451) z dnia 08.05.2004; Społeczeństwo; s. 90
Reklama