Tureccy, Firlej, Rej/
szlachta to hej, hej
Bulla Gnieźnieńska z 1136 r. wymienia ok. 300 imion własnych, takich jak Witosza, Pozdziech, Dobek, Będziech. Niezbyt wyszukane, ale na początek wystarczyły. Ludzi było niewielu, żyli w oddalonych od siebie osadach, miastach czy zamkach. Z upływem czasu jednak przybywało nas i trzeba było jakoś odróżniać jednego Czyrzniela od drugiego, jednego Okrzosa od innego. Zaczęto więc dodawać przezwiska albo przydomki.
De Małogost – z Małogoszczy, czy filius Marci – syn Marka, przybliżały osobę. Nowak – oznaczało człowieka nowego, a Boczniak tego, co mieszkał na uboczu. Ten co ze Śląska przyszedł, to był Ślązak, a ten co z Holandii – Olęderczyk. Kowal był Kowalem, a że było to rzemiosło popularne, stąd nam się tylu tych Kowalskich wzięło. Syna Kowala określano mianem Kowalczyka, kowalczykiem był również pomocnik kowala, więc Kowalczyków też u nas co niemiara.
Tworzono przezwiska od nazw zwierząt, roślin, cech charakteru, miesięcy. Takie zawołania były i szlacheckie, i chłopskie. Był chłop Łoś i hrabia Łoś, chłop Żaba i szlachcic Żaba. Fantazja różnymi chodziła drogami. Masz za raki, miał powiedzieć Stanisław August Poniatowski, gdy nobilitował swego kucharza i dał mu nazwisko Mazaraki. To legenda, do której rodzina ta raczej się nie przyznaje, lecz wywodzi korzenie od greckich protoplastów.
Przodek noblisty, autora „Chłopów”, Baltazar, był jeńcem szwedzkim w okresie Potopu i ponoć pokrzykiwał: A niech was rejment diabłów porwie!! Ten rejment to przekręcony regiment. Z powiedzonka wyprowadzono przezwisko, a potem nazwisko. Pisarz, by je sobie uszlachetnić, zmienił dwie literki i tak powstał efektowniejszy Reymont.
Z biegiem lat przezwiska, określenia odmiejscowe, przydomki zaczęły pełnić funkcję nazwisk.