Panie prezydencie, premier Leszek Miller w wywiadzie dla „Polityki” pytany, co czuje po zapowiedzi swojej rezygnacji, odpowiedział, że przede wszystkim ulgę. A co poczuł pan w tym momencie?
Aleksander Kwaśniewski: – Chyba też ulgę, ale i smutek, i żal. Ulgę, bowiem premier trudną dla siebie decyzją postanowił zahamować narastający kryzys, spadek zaufania społecznego do rządu. Ulgę, ponieważ wreszcie dochodzimy do momentu, w którym możliwe staje się przygotowanie rozsądnego kalendarza politycznego dla Polski. Może na rok. A smutek i żal, ponieważ nie takiego finału tego rządu oczekiwałem.
Dlaczego Miller poniósł taką klęskę?
Gdy spojrzeć na dorobek tego rządu i na wskaźniki, to nie jest źle: wzrostu gospodarczego może nam zazdrościć wiele krajów Europy, osiągnęliśmy pewną stabilność finansów – na co złożyły się działania Marka Belki na początku kadencji i teraz plan Hausnera. Mieliśmy niewątpliwy sukces na szczycie w Kopenhadze, gdzie Miller wynegocjował rzeczywiście najlepsze warunki. Gdy szukać słabości, to przede wszystkim w tym, co zwykło się określać jako styl rządzenia: w złym doborze ludzi, w chwiejności i nieczytelności decyzji, co moim zdaniem jest praprzyczyną kłopotów SLD. Nie może być tak, że w środę mówimy o wrażliwości społecznej, w poniedziałek ogłaszamy podatek liniowy, a okazuje się, że w efekcie nie ma ani jednego, ani drugiego.
Powodem kłopotów było też zmonopolizowanie władzy przez stosunkowo wąską grupę osób – i w partii, i w rządzie, i w województwach. A ponadto ten rząd był bardziej na cenzurowanym niż inne, bo większość mediów tzw. postkomunistów ledwie toleruje. SLD odrzuciło hasło sformułowane kiedyś w „Gazecie Wyborczej”, że – ze względu na przeszłość – Sojuszowi mniej wolno.