Antologię moich ulubionych pieśni, bo przecież nie piosenek, układam w ten sposób, że zaczynam od Kazika Staszewskiego. Cenię tego artystę ze wszech miar, też za niezależność i ostrość poglądów, z którymi nie zawsze się zgadzam, ale to akurat mało ma do rzeczy, tu do rzeczy ma przede wszystkim muzyka. A też tekst, słowa piosenek starego Staszewskiego, które młody brawurowo śpiewa, mam za poezję wybitną. „Kołysanka stalinowska” to jest arcydzieło, także świadectwo świadomości literackiej, umiejętnego władania aluzją i pastiszem, sam się sobie nie dziwię, że od tej „starej komunistycznej pieśni masowej” swój wybór zaczynam. Jak starczy miejsca, dam jeszcze utwór „Kochaj mnie, a będę twoją”, potrzeby uzasadniania tego wyboru nie widzę, tytuł mówi wszystko.
Potem z powodów głęboko biograficznych musi być Żanna Biczewska, z przeogromnej obfitości jej pieśni wybieram „Eto było dawno”, krótką piosenkę o miłości krótkiej a dozgonnej. Pełnofabularnej w dodatku, bo tekst pełną i dramatyczną fabułę zawiera.
Jakieś dwa tygodnie temu w Sali Kongresowej śpiewała Patricia Kaas, niemałym wyrzeczeniem było dla mnie niepójście na ten koncert, ale jak człowiek nie mówi językami, to jak ma potem pójść za kulisy i wszystko wyznać? Co miałem do wyznania w sprawie arcyprzeboju „If you go away”, wyznałem w książce „Miasto utrapienia” w rozdziale „Trupie trasy”, która to część książki jest czarnym rewersem „Mocnego anioła” itd., itd. Kto czyta uważnie, nie tylko takie ruchy zauważy, a ja to intymne muzyczne wyznanie czynię dla tych, co czytają uważnie.
Skaldowie to był zespół mojej młodości w sensie najściślejszym, jakoś nad liczną konkurencją zdecydowanie w moim słuchu przeważali oni, z nieskończonej liczby ich przebojów wybieram przebój mniejszy, ale też przebój: „Nie domykajmy drzwi” mianowicie.