W opinii UE Microsoft nadużył niemal monopolistycznej pozycji, jaką system operacyjny Windows zdobył na rynku komputerów osobistych (jest on stosowany w ponad 90 proc. wszystkich pecetów) , aby utorować sobie, ze szkodą dla innych, drogę na pokrewne rynki oprogramowania. Chodzi zwłaszcza o aplikację służącą odtwarzaniu audio i wideo. Komisja zobowiązała Microsoft, aby w terminie 90 dni zaoferował klientom odchudzoną wersję Windows bez aplikacji multimedialnej, robiąc miejsce dla rywali. W ciągu 120 dni, jeśli nie przyjdzie w sukurs sąd apelacyjny, Microsoft ma również ujawnić informacje na temat kodu najnowszych wersji Windows.
Istotą jego grzechu jest sprzedaż wiązana. – Wyobraźmy sobie, że firma budowlana kontrolująca 90 proc. rynku mieszkaniowego nie tylko stawia ściany, kładzie tynki i podłogi, ale oddaje lokale z pralką i lodówką własnej produkcji. Oczywiste, że inni producenci sprzętu domowego mają mizerne szanse na sprzedaż, a nabywca mieszkania ograniczony wybór – mówią adwersaże Microsoftu. – Gdyby tak się sprawy miały, to klient nieźle na tym wychodzi, bo wprowadza się na gotowe – odpowiadają obrońcy. Ta analogia jest oczywiście odrobinę ułomna, bo lodówkę można usunąć z mieszkania bez kłopotu, natomiast w przypadku oprogramowania trudno czasem powiedzieć, gdzie się kończy jeden produkt, a zaczyna inny.
Awantura z Microsoftem to ciąg dalszy rozgrywki, jaka zaczęła się sześć lat temu w USA, kiedy to Departament Sprawiedliwości i prokuratorzy generalni dwudziestu stanów wytoczyli firmie proces o praktyki monopolistyczne. Sędzia wypisał wtedy drakońską receptę: rozbić firmę na dwie części: system operacyjny i całą resztę, aby osłabić jej dominację na rynku. Sąd apelacyjny werdykt ten odrzucił, choć zganił Microsoft za praktyki monopolowe.