Przewodniczący Stowarzyszenia Psychologów Fernando Chacon powiedział, że w ciągu pierwszych 5 dni po zamachu tysiąc psychologów w Madrycie przyjęło 5 tys. pacjentów, udzieliło ponad 10 tys. porad telefonicznych i złożyło ponad 120 wizyt domowych. Ludzie bez przerwy telefonują pod numery 061 i 112 ze skargami na strach, uraz i fobie, m.in. wobec korzystania z komunikacji miejskiej. Płacz nie jest zły – uspokajają psychologowie w specjalnie wydanym poradniku i sugerują, aby na początek wyznaczać sobie skromne cele, nie starać się ogarnąć wszystkiego od razu. Wśród pacjentów nie brak policjantów, strażaków, sanitariuszy i dziennikarzy, którzy znaleźli się na dworcu Atocha w dniu tragicznego zamachu. Doświadczenie z Nowego Jorku po 11 września wskazuje, że 60 proc. tych, którzy zetknęli się bezpośrednio z tragedią, na przykład identyfikowali ofiary lub oglądali ich fotografie, cierpi na objawy posttraumatyczne.
W tych dniach co dziesiąty pacjent psychologów w Madrycie jest Arabem. W stolicy Hiszpanii mieszka ich pół miliona, najwięcej – Marokańczyków, którzy stanowią najliczniejszą mniejszość w tym kraju (330 tys. osób) i – wedle badań opinii publicznej sprzed zamachu – cieszą się najmniejszą sympatią Hiszpanów. Teraz może być tylko gorzej.
Kiedy okazało się, że wśród pierwszych zatrzymanych przez policję jest trzech Marokańczyków, Jamal Zougan (właściciel sklepu z telefonami, lat 30), Mohamed Bekkali (mechanik, lat 32) i Mohamed Chaomi (robotnik, lat 35), a dalszych sześciu jest poszukiwanych, kiedy stawało się coraz bardziej prawdopodobne, że zbrodnia jest dziełem Arabów, rosły obawy przed samosądem. Burmistrz Madrytu Alberto Ruiz-Gallardon apelował, żeby „nie wyładowywać gniewu w sposób niesprawiedliwy na osobach innej rasy, narodowości lub religii”.