Technologiczny impuls powinien dotrzeć do najodleglejszych nawet zaścianków. Poprawią się statystyki obnażające polskie zacofanie. Z jednego komputera korzysta u nas 44 uczniów (w Unii Europejskiej 13), z jednego komputera z dostępem do Internetu – 79 (w UE 33). Ale ma to zmienić się na lepsze. Tylko po co?
„Zarządzający szkołami przygotowują się do wydania miliardów dolarów, aby objąć swoje placówki siecią komputerową. Powody takiego postępowania są niezrozumiałe. Z pewnością nie istnieje żaden bezsporny dowód na to, że jakiekolwiek technologie komputerowe mogą dać dzieciom to, co dobry, przyzwoicie opłacany, nieprzeciążony pracą nauczyciel”. Tak pisał w książce „W stronę XVIII stulecia” Neil Postman, zmarły w 2003 r. głośny amerykański krytyk współczesnej fascynacji technologią.
Postman miał i jednocześnie nie miał racji. To prawda, że trudno znaleźć badania, które potwierdzałyby wzrost efektywności nauczania dzięki zastosowaniu najnowszych nawet technologii. W Wielkiej Brytanii, kraju wzorcowym jeśli chodzi o modernizację szkolnictwa, prowadzi się jednocześnie skrupulatne badania wpływu technologii na szkolne życie. – Istotnie, wynika z nich między innymi, że nie widać różnicy w poziomie wiedzy matematycznej lub fizycznej pomiędzy dziećmi uczonymi z pomocą komputerów i bez ich użycia – wyjaśnia prof. Maciej Sysło, informatyk z Uniwersytetu Wrocławskiego i specjalista w dziedzinie kształcenia informatycznego.
Czy to znaczy, że musimy oczyścić
szkoły z drogiego żelastwa?
– To pochopny wniosek – uważa prof. Sysło. – Informatyka, komputery, Internet to dziś część życia.