Archiwum Polityki

Watykan i Bruksela

Zanim po raz pierwszy trafiłem do Rzymu w pobliże Spiżowej Bramy, miałem za sobą parę lektur, dzięki którym moje przeżycia okazały się mniej dramatyczne. Pierwszą z tych lektur zawdzięczam "Tygodnikowi Powszechnemu", który chyba na początku lat sześćdziesiątych opublikował artykuł któregoś z purpuratów, bodaj kardynała Kominka z Wrocławia. W artykule tym zawarte było ostrzeżenie, by nie sądzić mojego wyznania na podstawie wrażeń odniesionych ze spotkania z watykańską biurokracją. Dostojny kardynał pisał te słuszne słowa w momencie, kiedy po wielu latach przerwy Watykan powrócił do obszaru ewentualnych kontaktów dostępnych dla Polaków wyjeżdżających do Rzymu.

Wcześniej przewodnikiem po lochach Watykanu mogły być tylko dwie świeże książki Tadeusza Brezy "Urząd" i "Spiżowa brama". Przyjęte jako bestsellery były rozchwytywane w księgarniach i dodrukowywane, bo zgodne z intencją władzy. Breza po paru latach spędzonych w ambasadzie PRL położonej na stokach Parioli (romantyczny adres via Rubens) opisał z cierpkim sceptycyzmem wątpliwą świątobliwość kapłanów sprawujących urzędy w Kurii, ukazał swoisty anachronizm różnych procedur urzędniczych i dostrzegł przewrotny urok tego miejsca, które żyje z dala od zgiełku współczesności niejako poza czasem.

Poczytność obu książek Brezy miała u podłoża na pewno sprawne pisarstwo autora, a także smak egzotyki, od której byliśmy odcięci przez stalinowskie lata. Krytyczny ton obu książek odbiegał od prymitywnych schematów antywatykańskiej propagandy, ale trafiał na glebę podatną. W odczuciu wielu Polaków pontyfikat Eugenio Pacelliego był odstręczający przez to samo, że ów papież był germanofilem i że nie stanął zdecydowanie w obronie polskich katolików, nie potępił dostatecznie narodowego socjalizmu Hitlera.

Polityka 8.1999 (2181) z dnia 20.02.1999; Zanussi; s. 97
Reklama