Archiwum Polityki

Gimbusem do przodu

"Reforma? Ministerstwo wie, my - nie!" głosił jeden z transparentów nauczycielskiej pikiety pod Sejmem w dniu głosowania ustawy o reformie ustroju szkolnego. Urzędnicy MEN, pytani o konkrety na temat nowej sieci szkolnej, odpowiadają: "Gmina wie". A lokalne władze samorządowe zachowują się tak, jakby strzegły tajemnicy państwowej: wiedzą, ale nie powiedzą. Jeszcze mają czas, jeszcze "wszystko jest w toku uzgodnień".

Wedle ministerstwa będzie tak: do końca lutego gminy poinformują wszystkich zainteresowanych o swoich zamiarach wobec konkretnej szkoły. Czy pozostanie podstawówką, ustąpi miejsca gimnazjum, pomieści obie te placówki, czy może zostanie zlikwidowana? Od września dzieci z klas I-VI staną się uczniami nowej, sześcioletniej szkoły podstawowej. Siódmo- i ósmoklasiści będą kończyli naukę na dotychczasowych zasadach. Bohaterami inauguracji roku szkolnego 1999/2000 staną się tegoroczni szóstoklasiści, którzy przejdą do I klasy trzyletniego, obowiązkowego dla wszystkich gimnazjum: oczka w głowie reformatorów. Na wiejskie drogi wyjadą pomarańczowe gimbusy, dowożące dzieci do szkoły. Nowe programy czekają w ministerialnych szufladach. Za pół roku nasze dzieci staną się uczestnikami pasjonującej przygody: zamiast encyklopedycznego wkuwania będą nabywały umiejętności praktycznego wykorzystywania wiedzy; miejsce przymusu i sztywnego oceniania zajmie wspomaganie rozwoju i kształtowanie umiejętności myślenia; dzieci wiejskie zyskają równe szanse kształcenia i wyboru drogi życiowej.

Skoro będzie tak dobrze - skąd bierze się tyle nieufności i społecznego oporu? Dlaczego reforma min. Mirosława Handke nie ma sojuszników mimo powszechnego niezadowolenia z takiej szkoły, jaka jest? Czy to tylko zrozumiała psychologicznie niechęć do nowego, do każdej zmiany, która wymaga wysiłku, starań, niesie ze sobą koszty i utrudnienia, a zyski nie przyjdą z dnia na dzień?

Myślę, że to jednak dużo więcej. Od wiosny ubiegłego roku trwa coś w rodzaju nieustającej konferencji prasowej ministra edukacji na temat reformy, ale odbywa się ona ponad i z dystansem wobec środowiska, które powinno być pierwszym tej reformy sojusznikiem i propagatorem, jej sprawnym wykonawcą i beneficjentem.

Polityka 5.1999 (2178) z dnia 30.01.1999; Społeczeństwo; s. 76
Reklama