Scenariusz zwykle był podobny. Rewolucja przemysłowa nabierała rozpędu, potrzeba było ludzi do pracy. A ci musieli gdzieś mieszkać. Tak powstawały robotnicze osiedla: Giszowiec i Nikiszowiec w Katowicach, łódzki Księży Młyn, Nowy Świat w Żyrardowie. Ich budowniczowie założyli sobie stworzenie miast przyjaznych ludziom, z wygodnymi mieszkaniami i pełną infrastrukturą. Wszędzie też osiedla miały swoim kształtem i rozwiązaniami bratać mieszkańców. Co z tych planów zostało po kilku wojnach, 50 latach socjalizmu i epoce transformacji?
– O, tak bym zrobił skurwysynom! – Edward Kubica swoimi wielkimi jak bochny łapskami robi ruch, jakby urywał kurczakowi głowę. I nie ma wątpliwości, że nikt nie chciałby się znaleźć na miejscu tego kurczaka. Za plecami Kubicy piętrzy się dziesięciopiętrowy blok, a jeszcze 30 lat temu stał tu domek z czerwonym dachem zajmowany przez jego rodziców. Ulica nazywała się wtedy Kowalczyka i była częścią wzorcowego miasta-ogrodu, zaprojektowanego przez braci Emila i Georga Zillmanów. Z pięknego osiedla Gieschewald budowniczowie Polski Ludowej zostawili jednak urbanistyczny koszmarek i to właśnie o nich myśli Edward Kubica, rzucając przekleństwami. Dziś stary Giszowiec stanowi zaledwie 30 proc. tego, co wznieśli Zillmanowie. Państwowy pracodawca miał bowiem inny pomysł na masowe osiedlanie siły roboczej. A że wielkiej płycie ustąpić musiały ceglane domki, budowane za pieniądze wroga klasowego? Tym lepiej, kto by się tym przejmował?
Tymczasem wzniesione na początku XX w. przez niemiecką spółkę Giesches Erben (Spadkobiercy Gieschego) osiedle było wzorowane na stworzonej pod koniec XIX w. w Anglii idei idyllicznego osiedla, dającego wytchnienie po ciężkim dniu pracy. W trzy lata wybudowano kilkaset bliźniaczych domków z ogródkami, w których zamieszkali pracownicy kopalni oraz hut należących do majątku rodu Giesche.