Archiwum Polityki

Wygraliśmy resztką sił

Janina Paradowska: – W dniu swych 65 urodzin, 29 września, budzi się Lech Wałęsa i co myśli? To przecież dzień symboliczny. Mężczyźni przechodzą na emerytury.

Lech Wałęsa: – Coraz częściej myślę, czy jestem już spakowany. To, co najlepsze, jest przecież poza mną, teraz trzeba myśleć już tylko o ostatnich porządkach – w sprawach rodzinnych i publicznych. Nie myślę natomiast o sprawach politycznych, zwłaszcza o tym, co było.

Ale pan pamięta. Choćby 4 czerwca 1989 r., kiedy pojawiła się szansa na odzyskanie niepodległości i demokracji. To była niespodzianka?

Trochę tak, mimo że w mojej naturze przeważała zawsze chęć przewidywania, co będzie. Kiedy zobaczyłem to zwycięstwo i jednocześnie wiedziałem, że nasze solidarnościowe elity nie mają żadnych przygotowanych rozwiązań na przejęcie władzy, byłem przestraszony. Myślałem, że jeżeli włączymy się we władzę, łatwo będzie nas wchłonąć. Nawet nie byliśmy zgraną drużyną, bo zgrana drużyna była przygotowana na walkę, nie na zwycięstwo, na pracę. Wcześniej apelowałem o przygotowanie rozwiązań programowych. Okazało się jednak, że nie było nic, przed nami była tak naprawdę improwizacja. Gdybyśmy przegrali, sprawa byłaby prostsza – robimy dalej to, co umiemy, czyli walczymy.

I okazało się, że ta improwizacja nieźle wyszła. Rząd Tadeusza Mazowieckiego się sprawdził.

To był najlepszy rząd, jaki mieliśmy po 1989 r., bo to byli ludzie z pierwszej linii Solidarności, grupa Mazowieckiego i cała ta grupa warszawska była lepiej zgrana, znali się, mieli do siebie zaufanie, mieli kontakty. Trzeba jednak pamiętać, że druga strona była wtedy mocno przestraszona i nie przeszkadzała. Oni w ogóle byli przyzwyczajeni do słuchania. To nam pomagało, przynajmniej do czasu, bo oni nas popierali.

Polityka 39.2008 (2673) z dnia 27.09.2008; Kraj; s. 20
Reklama