Gdyby nie zbieżność w czasie z amerykańskim atakiem na Irak, to ogłoszenie uczonych z Korei Południowej o sklonowaniu ludzkiego embrionu (patrz ramka) wstrząsnęłoby opinią światową i stało się wydarzeniem numer jeden końca 1998 r. Ale uczeni robią swoje. Gdy kolejne laboratorium ujawni wyniki eksperymentów, pytania o granice wolności w nauce odezwą się z nową siłą.
Najbardziej nieprzejednani krytycy porównują lawinowy rozwój biotechnologii do otwarcia współczesnej puszki Pandory. Najchętniej zatrzasnęliby ją z hukiem i opieczętowali zakazami po wsze czasy, ponieważ to, co z niej wypełza, grozi degeneracją i zagładą gatunku ludzkiego. - To reakcja irracjonalna, chociaż zrozumiała. Wynika z zaburzeń wyobraźni futurologicznej ludzi, nękanych obrazami filmowymi i literackimi, które łączą science fiction z horrorem - mówi prof. Barbara Stanosz, filozof-logik.
Rzeczywiście, od legend o golemach poprzez twórczość J. W. Goethego, R.L. Stevensona, A. Huxley´a, M. Bułhakowa do współczesnych powieści i scenariuszy filmowych, szokujących pomysłami klonowania psychopatycznych tyranów lub całych armii potwornych brutali, którzy zawładną światem - jesteśmy osaczani przez wizje nowego, strasznego świata, przy którym nieznana z autopsji przeszłość, poprzedzająca rewolucję naukowo-techniczną, wygląda na sielankę. "Zaburzenia wyobraźni" sprawiają, że doniesienia z laboratoriów naukowych opatrywane są tytułami w rodzaju "Postęp czy horror?", a uczeni, zarzucający katastrofistom brak głębszej wiedzy na temat klonowania i lekceważenie prawdziwych niebezpieczeństw, rzadko goszczą w mediach.
W niespełna miesiąc po zademonstrowaniu światu sklonowanej owcy Dolly Ian Wilmut powiedział hamburskiemu tygodnikowi "Der Spiegel", że zgłosiło się do niego kilkaset osób, które chciałyby mieć dzieci w ten sam sposób.