Prognozy tegorocznego wzrostu są zróżnicowane. We wszystkich przewiduje się jego zwolnienie - do 5,5 proc. (Instytut Nauk Ekonomicznych PAN), a nawet do ok. 4 proc. (Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych). Podobnie uważają eksperci zagraniczni. Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju sądzi, że tempo wzrostu PKB Polski spadnie do 5,6 proc., a Deutsches Institut fuer Wirtschaftsforschung szacuje je na 4,5 proc. Mamy zatem kolejny rok spadku tempa wzrostu PKB. Czy aby nie jest to tendencja długofalowego spowolnienia rozwoju, a może - jak chcą niektórzy - nawet początek recesji?
Ubiegłoroczne wyniki gospodarcze dają możliwość przygotowania dwóch różnych ocen dotyczących kondycji gospodarki polskiej. Optymiści dowodzą, że kondycja ta jest nadal przyzwoita. Wprawdzie tempo wzrostu było w minionym roku niższe, ale pozostało na wyśmienitym jak na Europę poziomie. Jednocyfrowa inflacja, rezerwy walutowe rzędu 27,5 mld dol., kontrolowany i malejący deficyt budżetowy, rosnące inwestycje i coraz niższe bezrobocie - to nie są przecież symptomy choroby. Przyczyn spowolnienia tempa wzrostu - powiadają - trzeba szukać w gospodarce światowej, wolniejszym rozwoju Unii Europejskiej i kryzysie rosyjskim. Twarda polityka monetarno-finansowa daje dobre widoki na przetrwanie. Być może już w 2000 r. tempo wzrostu znów stanie się wysokie.
Z kolei pesymiści akcentują widoczne spowolnienie tempa w minionym i w obecnym roku. W stosunku do roku 1997 spadek wynosi ponad jedną trzecią. Deficyt w bilansie płatniczym w ciągu 11 miesięcy wyniósł 5,5 mld dol. Na tyle szacuje się w 1998 r. dopływ inwestycji zagranicznych. Rosnący deficyt ma wiele przyczyn, ale najważniejsza to stały, utrzymujący się co najmniej od 1996 r., spadek konkurencyjności przedsiębiorstw przemysłowych. W efekcie motorem wzrostu stał się popyt wewnętrzny, a nie eksport.