Archiwum Polityki

Bon moty

Jednym z francuskich bon motów, które lubię najbardziej, jest Ludwika XIV „j`ai failli attendre”. Król wychodził z Tuileries i dokładnie w tej sekundzie zajechała po niego kareta. Nie czekała od dłuższych minut, ale pojawiła się właśnie w punkt, ani chwilę za późno, ale jednocześnie w ostatniej chwili. Rozdrażniło to władcę, wydął więc usta z niedbałym niesmakiem i rzekł. Dokładnie przetłumaczyć się tego nie da, w przybliżeniu: „Mało co, a musiałbym czekać”. Zatęskniłem ostatnio za tą Króla-Słońce formą wypowiedzi, na którą gramatyka polska niestety nie pozwala. Bo jak oddać „j`ai failli m`emouvoir”. Mało co, a byłbym się wzruszył. Cóż mnie zaś do tego omal się wzruszenia przywiodło? Przeczytałem oto w „Gazecie Wyborczej” tekst deklaracji, którą podpisywać mają nowo wstępujący do SLD, a może też podpisali i obecni członkowie.

Jest to tekst piękny, podniosły i słuszny, a co więcej, oczom wręcz wierzyć się nie chce, prawie lewicowy. Zdolne pisało go pióro i tęgi wymyślił mózg. Mam nadzieję, że kto inny notował, a kto inny dyktował, gdyż w ten sposób, zakładając oczywiście szczerość twórców, po konfrontacji z rzeczywistością zostanie w SLD dwóch członków, a nie jeden. Cóż bowiem czytamy w tym szlachetnym dokumencie?

„Składając podpis pod niniejszą deklaracją, potwierdzam, iż akceptuję oraz zobowiązuję się popierać wymienione poniżej podstawowe cele i zasady programowe SLD” (tu następuje dekalog, z którego, żeby nie zanudzić, wybierzemy niektóre tylko przykazania):

3. „Zagwarantowanie ludziom równych szans rozwoju, w szczególności poprzez powszechny, bezpłatny dostęp do publicznej edukacji na wszystkich szczeblach kształcenia oraz poprzez upowszechnianie dostępu do kultury fizycznej i turystyki”.

Polityka 39.2003 (2420) z dnia 27.09.2003; Stomma; s. 106
Reklama