Spore zamieszanie wywołały wyniki sondażu CBOS pokazującego aktualne preferencje wyborcze Polaków. W tym badaniu Platforma Obywatelska zrównała się z SLD – po 21 proc., zawołano więc natychmiast, że oto pojawiła się tak długo oczekiwana Alternatywa. Radość PO pomniejszał wprawdzie fakt, że oddzielnie badano notowania Unii Pracy, która uzyskała 5 proc., co rządzącej koalicji i tak dawało sporą przewagę, ale jednak pokonanie progu 20-procentowego poparcia dotychczas opozycji się nie zdarzało. Przebudzenie przyszło jednak szybko – dwa kolejne badania przeprowadzone przez sopocką Pracownię Badań Społecznych i przez OBOP pokazały, że sytuacja jest, jaka była.
Osłabiony, szarpany aferami, znajdujący się pod nieustannym ostrzałem Sojusz nadal przewodzi ze sporą prawie 10-punktową przewagą nad PO i PiS, które zyskują poparcie w granicach 15 proc. I tak chyba jest. Po prostu wszystkie zmiany mieszczą się w gruncie rzeczy w granicach błędu statystycznego. Jeżeli w dwa lata po wyborach – a właśnie minął półmetek kadencji – można zaobserwować jakieś przesunięcia na scenie politycznej, to zmniejszające się nieco poparcie dla ugrupowań radykalnych – Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin (w referendum europejskim te ugrupowania dostały zdecydowaną odprawę) i niejasny los PSL, lokującego się w dolnych strefach stanów niskich. Partia stanu chłopskiego powoli odchodzi w przeszłość. Od SLD już dawno, jeszcze przed wyborami samorządowymi, odeszła duża grupa rozczarowanych wyborców; ocenia się ją na ponad 2 mln osób, ale innym nie przybyło.
Przez dwa lata największe ugrupowania opozycyjne, Platforma Obywatelska i Prawo i Sprawiedliwość, nie zdołały stworzyć atrakcyjnej dla opinii publicznej alternatywy. A przecież trudno nie zauważyć, że się starają.