W „Dzienniku”, który jest bodaj najcenniejszym dziełem Gombrowicza, można znaleźć dużo więcej wzmianek o „Pornografii”. Pisarz odnosi się do uwag czytelników, tłumaczy pewne zawiłości natury filozoficznej, czasem uwiecznia przypadkowe skojarzenia. W 1960 r. na statku w drodze do Montevideo zapisuje: „Statek jest przewiany na wskroś i wiatr w nim gwiżdże. W »Pornografii« usiłowałem powrócić do takich melodii... melodyjnych, porywających... przyciągających. Nie tylko w »Pornografii«. Ale w »Pornografii« zdobyłem się na odwagę, zrezygnowałem z humoru, który izoluje”. To bardzo istotne wyznanie autora, któremu przylepiono gębę genialnego prześmiewcy. Nie wiem, czy reżyser Jan Jakub Kolski przystępując do kręcenia „Pornografii” pamiętał o tej deklaracji, w każdym razie na ekranie od pierwszego kadru widać, że w filmie dominować będą tony serio.
Na dnie faktu dokonanego
Akcja „Pornografii” toczy się w 1943 r. „w byłej Polsce i w byłej Warszawie, na samym dnie faktu dokonanego” – jak lakonicznie przedstawia tę czasoprzestrzeń sam Gombrowicz. Stołeczne towarzystwo kawiarniane, do którego przed wojną należał pisarz, zbiera się na ulicy Kruczej, popija i usiłuje odgrywać role z przeszłości: „Więc jeden krzyczał: Bóg, drugi: sztuka, trzeci: naród, czwarty: proletariat...”. Inteligenckie gadanie we własnym gronie. Pewnego dnia na Kruczej pojawia się ktoś obcy. Jest to „gość w średnim wieku, czarniawy i suchy, z nosem orlim”, który „przedstawił się każdemu z osobna z zachowaniem wszystkich formalności. Po czym prawie się nie odzywał”.
Obcego zna dobrze narrator opowieści – Witold Gombrowicz we własnej osobie.