Archiwum Polityki

Niemcom nie przystoi żałoba

Nie widzę racji dla muzeum niemieckich wypędzonych. W jakiejkolwiek postaci.

Jedenastego listopada, kiedy my obchodzimy Święto Niepodległości, Brytyjczycy co roku przypinają symboliczne maki, by oddać cześć poległym na polach bitew pierwszej wielkiej wojny, która dla nich jest wciąż żywym wspomnieniem narodowej hekatomby. Nie wyobrażamy sobie, by współczesnym Niemcom przyszło do głowy w podobny sposób czcić publicznie pamięć żołnierzy Wehrmachtu poległych w obu wojnach światowych rozpętanych najpierw przez pruskich junkrów, a potem przez gorliwych wyznawców führera III Rzeszy. Europa pamięta. Ale teraz część Niemców chce przerwać to słuszne milczenie. Być może na fali współczucia wywołanego udręką ofiar niedawnych czystek etnicznych na Bałkanach i gdzie indziej zapragnęli oni dokonać symbolicznej rewizji ważnego rozdziału europejskiej historii.

Projektowane muzeum niemieckich wypędzonych byłoby w istocie pomnikiem żałoby. I to dotyka do żywego wszystkie narody skazane przez niemiecki nazizm na unicestwienie: Żydów, Polaków, Czechów, Rosjan. Gdy usłyszałem o pomyśle centrum wypędzonych, przypomniałem sobie, jak niedawno temu rozmawiałem w Warszawie z niemieckim dyplomatą, zresztą bardzo życzliwym wobec Polski i naszych europejskich aspiracji. Chętnie słuchał, co Polacy myślą o jedności Europy, jak są przygotowani do europejskiej współpracy, ale skrzywił się na wzmiankę o wojennych losach mojej rodziny (a wspomniałem o tym, by podkreślić, jak ogromna zaszła zmiana w stosunku Polaków do Niemców – od nienawiści do poczucia wspólnej sprawy). Po co do tego wracać – machnął ręką – ważna jest tylko przyszłość.

W imię jakiej przyszłości miałoby stanąć – w Berlinie czy gdziekolwiek indziej i w jakiejkolwiek formule – muzeum niemieckich wypędzonych (Polska nazywa ich raczej wysiedlonymi)?

Polityka 36.2003 (2417) z dnia 06.09.2003; Komentarze; s. 17
Reklama