Archiwum Polityki

Nie za wszelką cenę

Rozmowa z Danutą Stenką, laureatką Paszportu „Polityki”

Zdzisław Pietrasik: – Zacznę od formułki, którą wymyśliłem, czytając wiele pochwalnych artykułów o pani – otóż Danuta Stenka jest obecnie taką świętą aktorstwa polskiego...

Danuta Stenka: – O, matko! Podobnie żartował ze mnie Andrzej Saramonowicz – Matka Boska Gowidlińska.

Gowidlino to wieś na Kaszubach, w której pani się urodziła. Miejsce urodzenia jest ważne dla pisarza. Dla aktora także?

Miejsce urodzenia jest ważne dla człowieka. To moje miejsce na Kaszubach jest piękne i niezwykłe, ale przecież dla kogoś innego miejscem niezwykłym z krainy dzieciństwa może być podwórko na Pradze.

Co pani wzięła ze swego miejsca?

Zwykłość, którą pielęgnuję w sobie. Jestem zwykłym człowiekiem, dziewczyną z Gowidlina. A że jakoś tam potoczyły się moje losy...?

Zanim poszła pani do Studium Aktorskiego przy Teatrze Wybrzeże, uczyła pani w szkole podstawowej niczym Siłaczka.

Taki miałam plan. Chciałam pójść w ślady mojej mamy, zostać nauczycielką.

Był jakiś niewidoczny inspicjent, który wypchnął panią na scenę?

Wprawdzie w szkole podstawowej uwielbiałam akademie, lecz w liceum, jako że wybrałam profil matematyczno-fizyczny, nie korzystano już z moich usług. Ale to w tej szkole średniej w Kartuzach moja polonistka wysłała mnie na konkurs recytatorski, wymyśliła, że powinnam zostać aktorką. Wówczas nie dopięła swego. Jak pan już wspomniał, po maturze pracowałam przez rok jako nauczycielka, ucząc się zaocznie w Studium Nauczycielskim i przygotowując do egzaminu na studia pedagogiczne. Ale jeszcze nie byłam zdecydowana. Dopiero kiedy umówiono mnie z pewnym aktorem, który miał mi przybliżyć egzaminy wstępne i pracę w teatrze, a zaczął snuć opowieści o smutnych i nawet tragicznych losach koleżanek aktorek – co zapewne miało mnie zniechęcić – poczułam, że jakaś sprężynka się we mnie napina.

Polityka 5.2004 (2437) z dnia 31.01.2004; Kultura; s. 59
Reklama