Najgroźniejsze w przeszłości wirusy powodowały w ciągu doby napływ do naszego redakcyjnego serwera kilkuset zawirusowanych listów, najnowszy Mydoom generował ich prawie sto tysięcy! Już ubiegłoroczny atak wirusa Slammer obnażył słabość Internetu: podatność na zakażenia, szybkość rozpowszechniania się zarazy, ogromne skutki finansowe, irytację użytkowników, a nawet potencjalne zagrożenie strategicznych systemów, takich jak na przykład energetyka. Kolejny raz Internet przetrwał lawinę, choć wystąpiła ona na niespotykaną wcześniej skalę. Uzmysłowiło to jednak, że technologia, w której stworzono globalną sieć, była dobra kilkanaście lat temu. Dziś potrzebne są nowe standardy techniczne. Zanim jednak powstaną, mamy to, co mamy, czyli bałagan.
Wirusy i spam będą, niestety, zawsze nieodłączną częścią Internetu. Co więc może zrobić przeciętny jego użytkownik, by zminimalizować swoje kłopoty? Oto kilka uniwersalnych rad:
Czytać, nie czytać?
Stanowczo nie czytać, a nawet nie podglądać e-maili od nieznanych osób, często zawierających wyglądające niewinnie załączniki. Czasem samo otwarcie listu może być groźne. Od tej zasady nie wolno czynić żadnych odstępstw, bo mniejsze straty spowoduje wyrzucenie świetnej oferty niż późniejsza walka z wirusem.
Dobry program antywirusowy dla pojedynczego komputera (wraz z automatyczną aktualizacją przez Internet) to roczny wydatek około 400 zł. Warto wydać, bo używanie komputera bez takiego programu to jak grupowy seks bez zabezpieczeń. Niektórym udaje się nie zarazić.
Można też skorzystać z darmowych programów skanujących, dostępnych w sieci na przykład pod adresami: www.symantec.pl, www.mks.com.pl, www.pandasoftware.com, www.ca.com. Ale gdy wykryje się tą drogą wirusa w swoim komputerze, może być już za późno!