Janusz Leon Wiśniewski, po sukcesach zawodowych w dziedzinie fizyki, informatyki i chemii, w wieku 47 lat napisał swoją pierwszą powieść „S@motność w Sieci”. Sukces był tyleż niespodziewany, co olbrzymi. Do dziś sprzedano tę debiutancką książkę w ponad 110 tys. egzemlarzy. Wiśniewski poszedł za ciosem i wkrótce opublikował zbiór opowiadań „Zespoły napięć”, który także okazał się sukcesem wydawniczym (wydawnictwo Prószyński i S-ka sprzedało tym razem ponad 40 tys.). Ubiegły rok zaś to niewielka książeczka „Martyna” oraz nowa wersja „S@motności” z inną wersją zakończenia oraz korespondencją e-mailową od czytelników. Był taki moment, kiedy wszystkie trzy tytuły były w zestawieniach bestsellerów (ciągle jest w nich „S@motność”).
Wydaje się, że pisarzowi, który sam skromnie przyznaje, że w tej dziedzinie jest raczej amatorem, a żyje z pisania programów komputerowych i prac z chemii, udało się stworzyć coś w rodzaju męskiego romansu dość dobrze trafiającego w oczekiwania współczesnych czytelników. Bohaterami „S@motności” jest para romansująca wpierw wirtualnie (bo ona w Polsce, on w Niemczech), a potem realnie, gdy spełnienie następuje w stolicy kochanków Paryżu. Ale bohaterem są też łącza internetowe pozwalające pogadać do woli o wszystkim niemal. Przede wszystkim jednak Internet okazuje się dla Jakuba pochłoniętego pracą naukową i jego wybranki spalającej się w nieudanym małżeństwie lekarstwem na dokuczliwy ból świata.
Konsumpcja cyberromansu jest nad wyraz udana: bohaterce rodzi się bowiem wkrótce synek; jednak prawdziwa gra uczuć i emocji odbyła się wcześniej przed monitorem komputera. Autor powieści zdaje się przekonywać czytelników, że banalne powiedzenie, iż miłość nie ma granic, warto zachować w pamięci w czasach sieci komputerowej i nawigacji satelitarnej.